"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 20 listopada 2014

Dzień sto czterdziesty czwarty- dr med Dom.

Wszyscy kłamią. I myślę, że to jest jedno ze źródeł problemów w naszym kraju. Nie mówię tu o zwykłych kłamstwach, bo i blog nie jest o zwykłym życiu. Kłamsta w urzędach to podstawa. Kłamią urzędnicy, kłamią interesanci, kłamie prawo i przez to nikt nikomu nie wierzy, w związku z czym kłamią jeszcze więcej.
Mam ostatnio taką sprawę, w której obywatel czuje się oszukany przez państwo, jak sam mi powiedział. No nie powiem, uśmiałem się nieźle i tylko przez łzy odpowiedziałem “jak my wszyscy”. Niestety jak zawsze nie mogę przedstawić szczegółów, nie tylko dlatego, że jestem w głębokiej konspiracji, ale też żeby trochę chronić dane osobowe. Mimo wszystko, postaram się to opisać w miarę najlepiej, bo to dobry przykład tego, jak kłamstwo sobie pełza w jedną i drugą.
Zacznijmy od tego, że pewna instytucja, nie będąca ani nade mną, ani pode mną- gdzieś z boku, ma potrzebę wykorzystania obywatela. Ma do tego pełne prawo, a wykorzystywany może się ubiegać o zwrot kasy. Przy pierwszym spotkaniu, siadają z nim prawnicy tej instytucji i po ojcowsku obejmując ręką ciepłym głosem mówią “nie bój nic, z nami nie stracisz”. Wykrywacz kłamstw w tym momencie by zwariował, a oni kontynuują. “Za wszystkie dni u nas dostaniesz zwrot utraconego wynagrodzenia”. I już obywatel odpowiednio nasmarowany do wydymania.
Tymczasem prawodawcy jak to często u nas bywa wykazali się fantazją. Człowieka wykorzystuje instytucja X, ale po zwrot musi się zgłosić do Urzędu. My mu wypłacamy, a instytucja nam później zwraca. Dlaczego tak, skoro kompletnie nic nas nie łączy? Ponieważ pieprzyć logikę. Tak więc obywatel napełniony kłamstwami instytucji przychodzi do nas przynosząc zaświadczenie o zarobkach. I teraz to on zaczyna być kłamczuszkiem, no bo jak śpiewa Łydka Grubasa “to dobrze mieć zasiłek, lecz podatków nie płacić” i te zaświadczenia bywają mocno kreatywne.
Mimo wszystko zaczynamy liczyć nie martwiąc się tym. On jeszcze nie wie, tego co my i instytucja. Wcale nie otrzyma zwrotu utraconego wynagrodzenia, tylko pewną jego część, zdecydowanie niższą, niż się spodziewa. Tak głosi prawo. Więc pierwsze co robi, gdy zobaczy wyciąg ze swojego konta, to przybiega do nas, a drze się już od korytarza. Złodzieje, oszuści, bezprawie. Ja na to odpowiadam niewzruszony “I am the law” robiąc minę jak sędzia Dredd, którego właśnie cytowałem. Wtedy obywatel siada i mogę mu w miarę spokojnie wytłumaczyć, kładąc przed nim ustawy, że to tak się liczy i jak chce, to tu jest kalkulator i niech sobie sam policzy.
Zawsze liczą. No bo jak to tak uwierzyć? Oczywiście wychodzi kwota, którą dostał. Teraz uświadamia sobie, że to instytucja go wydymała obiecując, że będzie wszystko ok. Leci więc z pismami do niej. Ci obiecują, że oczywiście, już się nad jego sprawą pochylają, przyjmują wnioski i co tylko tam ma. Wychodzi więc, zaraz się tym w końcu zajmą. Nie. Znów kłamali. Wszystkie jego pisma bez czytania lecą pocztą do nas przekazane według właściwości. Bo przecież my płacimy, instytucja tylko kożysta. Wzywamy więc obywatela, który ze zdziwieniem odkrywa, że to my się tym zajmujemy i właśnie wręczamy mu pismo, na którym widnieje “spierdalaj” rozpisane językiem urzędowym.
Teraz już pisze do wszystkich i na wszystkich. My mówimy, że oczywiście, szybko załatwimy jego sprawę. To czego nie mówimy to, że instytucja się nie pośpieszy tak jak my. I tylko dlatego Szef mnie pogania, bo my wyślemy już teraz, a oni odpowiedzą mu najwcześniej po 3 tygodniach. Nam nie odpisze, dopóki nie będzie miał wszystkich pism z powrotem, a to znaczy, że minie mu tygodniowy termin na odwołanie się.
Mija miesiąc, dostajemy od niego odpowiedź, jak wnioskujemy po treści- uzupełnioną o odpowiedź instytucji. Super, już od dawna radca prawny ma dla nas przygotowane pismo- “kazaliśmy już ci się zmywać, a przegapiłeś termin odwołania, adios amigo”. Trochę jak w tym kawale o siostrach Urszulankach.

I jak obywatel ma mieć zaufanie do państwa, skoro to ciągle chce go wydymać, a to dyma go zabezpieczając się przed tym, żeby on nie wydymał jego?

4 komentarze:

  1. Aleś się uparł by pisać "kożysta". Może bądź konsekwentny i pisz "wykożysta".
    Chyba masz słabość do tego słowa, bo kiedyś wytknąłem ten błąd.
    Z niecierpliwością czekam na Twój kolejny wpis.
    Zb.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak mam. Nie wiem czemu, jakiś stały błąd w moim mózgu ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. tak trzymaj :) " I am the law...."

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do zamknięcia bloga (na szczęście najmniej prawdopodobne) - od soboty z niecierpliwością czekam do czwartku na twoją kolejną notkę, (dlaczego od soboty? O tym później).
    W czwartek patrzę – jest nowa wiadomość! Ale nie czytam. Zostawiam sobie tę przyjemność na piątek. W piątek walczę ze swoją ciekawością (tytanicznie), by znowu jej nie przeczytać. Myślę sobie – w sobotę idę do pracy, więc wtedy przeczytam.
    I czytam! Teraz wiesz, dlaczego czekam od soboty.
    3 dni mam adrenalinę na maksa. Nawet z bungee nie muszę skakać.
    Jeżeli przerwiesz pisanie, to nastąpi u mnie nagły spadek adrenaliny, co może mieć poważne konsekwencje. Co? Mam skakać z mostu ze sznurkiem przywiązanym do stóp by podnieść jej poziom?
    Rzadsze pisanie też nie wchodzi w rachubę z wyżej wymienionych względów.
    Opisywanie szerszego spektrum życia? Czemu nie? Pod warunkiem, że zachowasz ten sceptyczno-refleksyjno-ironiczny styl.
    Zb.

    OdpowiedzUsuń