"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 5 lutego 2015

Dzień sto pięćdziesiąty czwarty- zapaszki.

Zapach pasztetowej posypanej świeżo pociętą cebulą i ogórkiem kiszonym po chwili został wyparty wonią gówna pod postacią kapusty kiszonej razem z rzodkiewką. Dobrze się domyślacie, dziś będzie o Dziadzie. Ostatnie tygodnie mogły wywrzeć na Was złe wrażenie, że ciągle cisnę po Szefie, a z nim mam spokój. Nic bardziej mylnego. Po prostu na tę chwilę to przełożony daje mi się we znaki na tyle, że już mam plan wysmarowania od spodu klamek w jego samochodzie psią kupą. I tak zazwyczaj to wygląda, że Szef tak dalece przekracza moje granice, że na Dziada już zazwyczaj po prostu macham ręką, bo limity są już wyczerpane.
Szczerze powiedziawszy, to Dziad głównie w tej chwili emanuje swoją głupotą, co raczej średnio mi przeszkadza. Bywa irytujący, bywa śmieszny. Tak jak ostatnio, gdy po raz kolejny zamawiał sobie z neta jakieś pszenżyto. 500g kosztowało jakieś 30 zł, więc ile za 100g? To było jego realne pytanie do mnie i chwilę musiałem się zastanowić nad jego sensem, zanim odpowiedziałem, że wystarczy podzielić przez 5. A jego odpowiedź “na pewno?” sprawiło, że zwątpiłem w nawet najbardziej podstawowe prawa rządzące wszechświatem.
Takie głupoty co chwile wychodzą i poza utratą wiary w ludzkość nic więcej mi się nie dzieje. Już gorszy jest odór jego żarcia. To co na wstępie napisałem, nie jest zmyślone. A żeby było śmieszniej, to cebulę kroi na miejscu- przynosi całą i w biurze ją kroi. Pisząc to patrzę przez biurko, jak Dziad wyciąga z torby foliowy worek z wędzonym płatem śledziowym. WĘDZONYM. PŁATEM. ŚLEDZIOWYM. Całe biuro wali rybą.
Albo tworzenie własnej terminologii co mają tożsame z Szefem. Wszyscy żyjemy w jakimś wspólnym świecie i musimy się komunikować. Wyobraźcie sobie teraz, że ktoś do Was mówi o słońcu nazywając je kretem. W końcu się domyślicie, ale chwilę Wam to zajmie, gdy ktoś wyskoczy znienacka z “ale kret dzisiaj”. I ja tak mam non stop.
-Młody ukazała się już informacja?
No spróbujcie zgadnąć o co mogłoby chodzić. Dajcie sobie chwilkę czasu, pomyślcie. A ja już Wam spieszę z odpowiedzią- chodzi o to, czy przyszedł mail. Ja rozumiem oczywiście, że jest starszy i nie wszystko musi umieć. Ale z drugiej strony nie jest tak stary, znam ludzi starszych od niego, którzy na co dzień używają komputera, smartphona i tableta, a ich praca w przeciwieństwie do Dziada nie polega na siedzeniu 8h przed komputerem. A już w ogóle idiotycznym jego zwyczajem jest wyłączanie komputera, w czasie gdy go nie używa. Skończył przeglądać Allegro? No to wyłącz. Jest to już wystarczająco denerwujące, jak prosi mnie, żebym przysłał mu jakiś dokument siecią i za każdym razem dziwi się, że musi mieć komputer włączony. Ale dodatkowo ja jestem podpięty do drukarki przez jego...

2 komentarze:

  1. hahaha :)))) Z każdym wpisem mam coraz większy ubaw. Szkoda, że wcześniej nie trafiłam na ten pamiętnik! :) Jesteś wspaniały! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha :)))) Z każdym wpisem mam coraz większy ubaw. Szkoda, że wcześniej nie trafiłam na ten pamiętnik! :) Jesteś wspaniały! :)

    OdpowiedzUsuń