"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 19 lutego 2015

Dzień sto pięćdziesiąty szósty- nowoczesność w domu i zagrodzie.

Jestem młody, więc staram się być na bieżąco ze wszystkimi nowinkami technologicznymi i nie tylko. Dzień standardowo w robocie zaczynam od sprawdzenia maila i Dziennika Ustaw, po czym od razu przechodzę do przyjemniejszych rzeczy jak Engadget czy Dobre Programy. Możecie teraz po mnie jechać, jako typowym urzędasie, ale nie będzie to prawda. Szef i Dziad nie sprawdzają ani maila ani Dziennika Ustaw. Nigdy. Nawet, gdy mnie nie ma w robocie. Zresztą, nie raz Wam pisałem, że w tą pierwszą godzinę niewiele zdziałacie w Urzędzie. Dlatego sprawdzam tylko, czy tych trybów nie trzeba ruszyć awaryjnie, a jeśli nie, to głową muru rozbijał nie będę. Stosunek wartości mojej głowy do wartości pracy bezapelacyjnie wskazuje, że nie warto.
Poza tym, to nie zawsze jest zmarnowany i bezproduktywny czas. Okazjonalnie trafiają się na tych i innych portalach ciekawostki urzędnicze. Rzadko, bo rzadko, ale jednak można poczytać o tym co się planuje, jak na świecie działa e-administracja, czy jak nie działa ona na naszym podwórku. I tak trafiłem np. na wpis o ePUAP co ucieszyło mnie o tyle, że akurat mam dokument do wysłania przez tą platformę.
O problemach z nią możecie przeczytać sobie w tekście powyżej. Pewnie dlatego w moim urzędzie obsługuje ją tylko sekretariat Szefa wszystkich Szefów, nikt inny nie ma profili zaufanych. Cała korespondencja przychodzi tam i papierowo rozdzielana jest dalej. Podobno niedługo mamy wprowadzać Elektroniczny Obieg Dokumentów, ale znajomy z innego urzędu, który już to wprowadził, każe bronić się rękoma i nogami. Podobno teraz obiega cyfrowo, a mimo to też papierowo, więc roboty jest więcej i jest wolniejsza niż przedtem. Czy tak jest? Nie wiem. Równie prawdopodobne jak to, że nie umie jej używać jest to, że to kolejny spieprzony system wprowadzany za grubą kasę do administracji.
W każdym bądź razie pierwszy raz w historii mamy coś wysłać przez ePUAP. Więc oczywiście uderzają z tym do mnie, bo przecież znam się na wszystkim od prawa konstytucyjnego Mozambiku, a na odbieraniu porodów kończąc. Ale o ePUAPie nic nie wiedziałem.
-To jak z tym ePUAP?
-Nie wiem.
-No ale jak nie wiesz?
-Normalnie nie wiem. Nigdy nie używałem, nigdy nie czytałem, nigdy nie widziałem. Nie wiem.
-No ale jak z tym ePUAP?
-Mówię, że nie wiem.
-Ale czemu nie wiesz?
-Przecież przed chwilą powiedziałem, czemu…
I tak kilka minut, zanim dotarła do nich informacja, że nie wiem jak to się robi. A wtedy zaczęła się panika, strach i przerażenie. Bo jeśli ja czegoś nie wiem, to jesteśmy skończeni, rozwiążą Wydział, a nas wszystkich zwolnią. Pozwoliłem im panikować, bo już od dłuższego czasu mam wylane na to, czego boją się w robocie. Ja mimo dwóch kłód pod nogami (Szef i Dziad) staram się robić swoje.
-I co my teraz zrobimy?
No, gdy napoili się swoimi lękami i samonakręcającą spiralą głupoty zadali wreszcie sensowne pytanie.
-Damy sekretariatowi Szefa wszystkich Szefów, niech to załatwią.
-Czemu?
-Tylko oni odbierają ePUAP. Tylko oni wysyłają. To chyba logiczne, żeby im to zanieść do zrobienia.
Szef zebrał papiery i poszedł z duszą na ramieniu. Ja w międzyczasie popijam drugą kawę i czytam sobie o ePUAP i zalinkowany wcześniej wpis i inne rzeczy, żeby dowiedzieć się, jak to dokładnie działa i czy mógłbym to jakoś wykorzystać do polepszenia swojej pracy. Po kwadransie wrócił Szef.
-No, zostawiłem im, zrobią.
-A jak to robią? Kto podpisuje? - dopytywał Dziad. W sumie dobrze, bo sam chętnie bym usłyszał, wg jakich schematów to u nas przebiega, żeby wiedzieć na przyszłość jakby co.
-A ja tam wiem? Dałem im i szybko uciekłem.
Taaaa… Tego się spodziewałem. Po co poszerzać kompetencje, jak można unikać wiedzy i odpowiedzialności i jakoś się ślizgać.

2 komentarze:

  1. Ehhh, w końcówce postu zupełnie jakbym czytał o dziale bhp w swojej instytucji, z ta różnica, ze ci nie panikują, tylko z uśmiechem i anegdotą na ustach podrzucają robotę, gdy raz do roku jest przetarg na środki ochrony :) generalnie płaci się im (i to w widełkach identycznych z ludźmi, którzy coś robią, czyli grubo powyżej średniej krajowej) za to, ze są, bo być muszą z mocy prawa. Już nawet szkolić nie muszą, bo robi to za nich jakiś wykupiony e-learning. Pzdr, ostatnio stały czytelnik Adam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogółem u nas BHP w podobnym kierunku dąży. 1 osoba do przeszkolenia to już kombinowanie jak to zlecić zewnętrznej firmie.

      Usuń