"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 12 lutego 2015

Dzień sto pięćdziesiąty piąty- Sasha Grey.

Pochwalę się. Jest początek lutego, a ja mam już za sobą 2 książki, ponad 1200 przeczytanych stron. Na pierwszy ogień poszła “Niewierni” Severskiego (IMHO- gorsza od “Nielegalnych”), a tego samego dnia, co odłożyłem ją wziąłem “Tygrysy w błocie” Otto Cariusa. Trochę pechowo, bo kupiłem ją 2 dni przed tym, jak Carius wyzionął ducha. Czy przeczytanie dwóch książek w miesiąc to powód do samozadowolenia? W kraju, w którym według badania CBOS 40% mieszkańców w zeszłym roku nie przeczytało żadnej książki, mogę chyba czuć się dobrze, choć to dość gorzka radość. W USA nawet ex-gwiazda porno, Sasha Grey, bierze udział w promocji czytelnictwa w szkołach (czym wywołała mały skandal), a u nas? Nie wiem czy nawet ona byłaby w stanie zachęcić Szefa i Dziada do przeczytania książki, gdyż jak się domyślacie należą oni do tych 40%.
Ale to już wiecie, bo kiedyś pisałem, że Szef szczyci się tym, że nie czyta. A ja specjalnie do tego nawiązuję i nie bez powodu wspominam o Cariusie, wybitnym pancerniaku III Rzeszy świecącym największe triumfy na froncie wschodnim. W swoich wspomnieniach często broni Wehrmachtu mówiąc “byliśmy żołnierzami, wykonywaliśmy rozkazy, walczyliśmy dla ojczyzny”. Stąd nie jest to lektura dla każdego, a głównie dla zainteresowanych II wojną, a przede wszystkim bardzo konkretnym jej elementem. Czołgiem PzKpfw VI, potocznie zwanym Tygrysem, jednym z najbardziej ikonicznych czołgów tej wojny. Przeczytałem tą książkę w 2 dni, bo oba wspomniane tematy mnie interesują.
Może przez to zrozumiecie, jakiego zdziwienia doznałem, gdy Szef na marginesie rozmowy o czym innym rzucił, że II wojna światowa zaczęła się od ataku ZSRR na Polskę 15 sierpnia 1939 r. Delikatnie mu przypomniałem, że chyba porąbało mu się z 17 września, a wojna zaczęła się 1 września od ataku III Rzeszy, no jeśli chce to możemy przerzucić na sierpień i uznać, że np. prowokacja Gliwicka też jest już II wojną. Na co usłyszałem, żebym sobie sprawdził w historii jak było.
Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić jak krew mnie zalała. Od razu rzuciłem się w wir poszukiwań, czy coś mi umknęło? Jaki atak 15 sierpnia, tydzień przed podpisaniem paktu Ribbentrop-Mołotow? Jeśli zaczęli wtedy, to dlaczego przerwali i czekali aż do 17 września, żeby ruszyć dalej? Może powinienem napisać do Wołoszańskiego? Kolegów z wydziału historycznego mojego “alma mater”? Kolegów rekonstruktorów biegających w mundurach czerwonoarmistów?
Nic nie znalazłem. Oprócz pewności tego, że mój Szef jest kretynem. W związku z tym postanowiłem nie przejmować się więcej tym i w ogóle nie wchodzić w dyskusję z kimś, kto przeczytał w swoim życiu łącznie mniej książek, niż ja przerobiłem o samej Panzerwaffe. A kolejne dni utwierdziły mnie w przekonaniu, że II wojna światowa jest kolejną z jego słabych stron. No chyba, że faktycznie Normandia jest w Niemczech, a w 1939 ruszaliśmy z szablami na Tygrysy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz