"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 14 maja 2015

Dzień sto sześćdziesiąty ósmy- GoPro.

Pracuję na stanowisku wymagającym wysokiej specjalizacji. Tzn oficjalnie pracuję jako sekretarka, więc poza umiejętnością zaparzenia kawy moja pozycja nie powinna wymagać innych zdolności. Jednak jak już wiecie to co oficjalnie nijak nie przystaje do tego, co w rzeczywistości. Z całą mocą uświadomiła mi to ankieta, którą na polecenie Szefa wszystkich Szefów mieliśmy wypełnić, a dotycząca pracy w moim Wydziale. 5 kartek A4 z pytaniami dotyczącymi kursów i studiów specjalizujących, na które w całości mogłem odpowiedzieć “haha, nie”. Trochę przypał, ale co poradzę? Dla pocieszenia powiem, że mimo tego i tak wiem więcej od Szefa i Dziada razem wziętych.
Pracuję więc jako specjalista, ze specjalistami i przy specjalistycznych rzeczach. Musicie uwierzyć na słowo, bo nie chcę (i tak za dużo tu szczegółów) albo nie mogę (tajemnica państwowa) o szczegółach się rozwodzić. Ostatnio pracowałem tak przy moim magazynie.
Zadanie na miarę Heraklesa i stajni Augiasza, dostałem więc do pomocy dwóch ludzi. Punkt 6.57 zjawiłem się w magazynie, czyli tak jak trzeba by zacząć pracę o 7. Punkt 7.17 zjawili się oni, czyli tak jak uważali, że trzeba by zacząć pracę o 7. Szybkie oszacowanie ich aparycji wystarczyło do wydania miażdżącego werdyktu dotyczącego ich ewentualnej przydatności. Jeden niski grubasek z twarzą nie wyrażającą nawet najmniejszych oznak procesów myślowych i tylko strużka śliny w kąciku ust wskazywała, że mózg na jakimś poziomie tam jednak pracować musi. Drugi rachityczny, podstarzały, pocięty zmarszczkami z niemożliwymi do niezauważenia brakami w uzębieniu i oczami jednocześnie skierowanymi na Maroko i Zanzibar. Te dwa osobniki zostały mi przydzielone do posegregowania, zliczenia i przeniesienia kilkunastu tysięcy sztuk sprzętu w magazynie.
-Panowie do pomocy w magazynie?
-A my nie wiemy.
-To kto was przysłał?
-Pani X.
-Jak pani X, to do magazynu. Zapraszam.
Stoję trzymając otwarte drzwi. Oni też stoją. Patrzę na nich. Oni patrzą gdzieś w dal mętnym wzrokiem.
-Zapraszam do środka.
Ruszyli. Wszedłem zamykając za sobą drzwi i widzę, że krążą po całości magazynu. Nie to, żeby się czymś zainteresowali, czy oglądali. O nie, po prostu sobie krążą, trochę jak zombie bez jakiegoś spercyzowanego celu.
-Proszę do mnie.
Zawrócili i stanęli przy mnie. Super, mają wyłączony tryb autonomiczny i każdym ich ruchem będę musiał osobiście sterować głosowo. Usiadłem więc na górze sprzętu, osobiście każdy z nich sprawdzałem, zliczałem i rzucałem im wraz z poleceniem gdzie i jak go ułożyć. Mimo, że dostawali je w takiej kolejności w jakiej mieli układać na kolejnych półkach i regałach, a do tego jeszcze instruowałem gdzie mają je położyć i tak położyli źle.
-Pan to musi się na tym znać.
Rzucił jeden z nich.
-Gdzie tam. To proste, wystarczy oddzielić te od tych, a rozróżnia się je po tym otworze.
Pokazuję mu dwa egzemplarze, na jednym widać jak na dłoni dziurę ziejącą po środku.
-I tak nie rozumiem.
Kuffa… przynajmniej są szczerzy. W międzyczasie dostałem wiadomość, że jestem następnego dnia pilnie potrzebny w Urzędzie. Nie ma mnie tam całe 8h i już Szef i Dziad nie wyrabiają. Faktycznie, dostali zadanie, które może przerastać ich możliwości. Jedno centralne biuro życzy sobie, żeby przesłać im informacje o położeniu interesujących ich budynków. Ale adres im nie wystarczy, życzą sobie szerokość i długość geograficzną z dokładnością do 6 miejsc po przecinku. Czyli trzeba podać z dokładnością do ok 50 cm (jeśli dobrze liczę i zaokrąglam- 1 stopień= 111,2 km, 1 stopień = 216000 tercji, 1/216000 z 111,2 km to w dużym uproszczeniu i zaokrągleniu 50 cm, poprawcie mnie jeśli się dużo pomyliłem). Już pominę milczeniem, który punkt budynku mam wybrać, jeśli interesuje ich dokładność do 0,5 m w określeniu położenia budynku o powierzchni ok 200-300 m2.
A pominę dlatego, że skupić się i tak muszę na obsłudze moich zaawansowanych i wyspecjalizowanych narzedzi, w które zostałem zaopatrzony w celu profesjonalnego określenia wymaganych informacji. Z tego miejsca chciałbym podziękować Open Street Maps i Google Maps, za dostarczenie danych do planów na podstawie których swoje działanie będą planowały instytucje rządowe.
Staram się przy okazji nie pamiętać o inwazji Nikaragui na Kostarykę w wyniku błędu na Google Maps

1 komentarz:

  1. No i jak ten magazyn? Wysadzili w powietrze? :)

    OdpowiedzUsuń