"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 2 lipca 2015

Dzień sto siedemdziesiąty trzeci- Ogar.

Mieliśmy dziś gości. Takich spoza Urzędu i nie w urzędowej sprawie, za to z ciastem. Ogółem jacyś znajomi Szefa i Dziada, więc siedziałem jak idiota słuchając o rzeczach, ludziach i miejscach, których nie znam i poznać nie chcę. Zresztą już na wejście koleś mnie zirytował nie podając mi ręki. W sensie tylko mi. No ale cóż, mu też w dupę.
“Dlaczego słuchałeś jak idiota, a nie jak mądry?” Bo zajęli za dużo miejsca w biurze i Szef ulokował się obok mnie. W związku z tym nie mogłem przeglądać fejsika szczególnie biorąc pod uwagę strony jakie mam zalajkane. Nie mogłem też za bardzo pracować, bo i z jednej strony nie miałem co robić, a z drugiej jak. Więc te 40 minut siedziałem i słuchałem głupot. Ekstremalnych głupot.
Creme de la creme głupowatości były wynurzenia Szefa dotyczące spraw wychowawczych. Dość dużo już słyszeliście, więc dodam w telegraficznym skrócie, że swój pomiot regularnie częstuje wódą, piwem i papieroskiem od jakiegoś już czasu (dla przypomnienia, dopiero poszedł do gimbazy), żeby “z kolegami po kątach nie pił”. Wychowawca ze mnie żaden, ale rodzice ani alkoholem ani papierosami mnie nie częstowali, a na alkoholika nie wyrosłem i w życiu papierosa w mordzie nie miałem. Szef za to na odwrót- i lubi walnąć wódę i puścić dymek. Na jego miejscu już dawno skojarzyłbym te fakty, ale on to on.
Słuchając tych deklaracji i towarzyszących im potakiwań mogłem też wykazać się robieniem herbaty. Mój przełożony koniecznie chciał, żebym ją zrobił, “bo Ty robisz taką dobrą”. Niewielu z Was wie, że spędziłem 3 lata swojego życia w szintoistycznym klasztorze na Hokkaido cały ten czas poświęcając nauce i kontemplacji sztuki parzenia herbaty. Pozwoliło mi to awansować i pozostali mnisi przestali wołać mnie Oppai-san, a zaczęli Oppai-sensei. Dodatkowo założyłem własną szkołę tej wielowiekowej sztuki, która nazywa się “nie bądź pieprzoną sknerą” i sprowadza się do tego, że sypiecie herbaty tyle, ile lubicie. A następnie zalewacie wrzątkiem. Szef od trzech lat nie potrafi przyswoić tej nauki i jego sensei (czyt. ja) jest ekstremalnie niezadowolony z tych postępów. Nie wiem dlaczego nie potrafi się przemóc i sypnąć trochę więcej herbaty w szklankę. Ale to przypadłość dość popularna w moim biurze. Dziad wykazuje również problemy z parzeniem herbaty, z tym, że on używa torebek, a nie sypanej. To jeden z tych niewielu momentów, gdy dziad intencjonalnie nie wybiera tańszego produktu. Ale też jedna torebka służy mu na kilka herbat i również się dziwi, czemu nie smakują tak dobrze.
To jest ogólny problem jak wiecie w moim wydziale. Stąd gdy mamy gości, to zazwyczaj ja muszę robić i kawę i herbatę, żeby jakoś one smakowały. W tym momencie mogą jakoś oszukać swoje przyzwyczajenia wysługując się mną. Gorzej, gdy jest powód do świętowania. Np. urodziny lub imieniny i wypada zaprosić ludzi, a zaproszonym postawić coś więcej niz kawę. Np. obiad. Gdy ja miałem i zaprosiłem do biura na obiad urodzinowy urzędników, z którymi się bardziej trzymam, to było święto lasu, bo zamówiłem kilka pizz i tylko piwa brakowało. Gdy kobieta z mojego poprzedniego wydziału miała imieniny, każdemu zamówiła obiad, do wyboru cokolwiek z menu, przy czym “ty Młody nie możesz klopsików, bo musisz zamówić sobie coś lepszego”. Ja lubię klopsiki… A co do biura, to Dziad na imieniny przyniósł kurczaka z budy-rożna przy bazarze. I trudno, że ktoś nie znosi (czyt. ja) grunt, że udało się dorwać taniej niż normalnie.
Czy taniej nie znaczy przypadkiem, że wczorajszy?

1 komentarz:

  1. Z początku te absurdy mnie bawiły, ale teraz to jest po prostu horror. Horror! Nie wiem, jak Ty to wytrzymujesz i wytrwałości życzę. Ja już dawno bym tam wszystkich powystrzelała jak kaczki! ;)

    OdpowiedzUsuń