"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 17 marca 2016

N5- o moim rozczarowaniu ludzkością.

Pamiętacie jak byliście mali i waliliście w kalesony oglądając Obcego? Tzn. w sumie nawet nie wiem w jakim wieku jesteście, czy nawet jaka jest średnia… Ja jestem kilka lat młodszy od pierwszego Obcego. W ogóle lata .70 i .80 obfitują w moje ulubione filmy SF. Alien, Star Wars (te dobre części), Outland, Blade Runner… Myślałem wtedy “oezu miły, jaki ten świat będzie za kilkaset lat, ludzie obesrają się na miętowo gdy to się spełni”. Jakieś kopalnie w kosmosie, na księżycach, lasery, blastery, railguny, androidy, egzoszkielety, roboty medyczne, klepnę się w klatę, powiem “mostek” i pojadę wprost ma mostek kapitański. Tzn. ja tego nie zrobię, bo nie dożyję czasów komunikowania się z pomieszczeniami. Ja pierdykam, kosmos.
Tymczasem 20 lat później dzwoni mój kieszonkowy komputer o mocy obliczeniowej większej niż komputer lądownika księżycowego dodatkowo podłączony 24/7 do sieci, że pora wstać bo 60 minut temu wydałem mu polecenie głosowe “obudź mnie za godzinę”. Nie chce mi się zwlec z wyra, więc w pościeli przeglądam najciekawsze newsy wybrane dla mnie automatycznie przez skrypt analizujący moje preferencje. NASA ostro ciśnie projekt złapania planetoidy, ściągnięcia jej na orbitę księżyca i eksplorację, żeby sprawdzić się przed wycieczką na Marsa. Inżynierowie Boston Dynamics dostają wypłatę za utrudnianie robotom pracy kijem do hokeja. US Navy już ma zaplanowany montaż railguna na DDG-1003 zaraz po tym jak użyją ich jako katapulty elektromagnetycznej na lotniskowcach klasy Ford. Elon Musk chce zbudować Hyperloop na trasie Wiedeń-Bratysława-Budapeszt, żeby móc podróżować pociągiem 1000-1200 km/h (szybciej od samolotów pasażerskich). Jakiemuś kolesiowi wszczepili protezę brakującego kawałka czaszki wydrukowaną w drukarce. Zresztą wydrukować możecie sobie buty czy pistolet. A przy okazji opracowano teoretyczne podstawy pod napęd pozwalający polecieć na Marsa w jakieś 30 minut. Nie za bardzo tylko wiadomo, jak wyhamować.
Piękna wizja Science Fiction? Tylko, jeśli newsy jakie śledzicie oscylują wokół Trynkiewicza i mamy Madzi. Tu macie po kolei linki do wiadomości: łapanie planetoidy, Boston Dynamics, railgun, katapulta elektromagnetyczna, Hyperloop, drukowana czaszka, drukowana broń i szybko na Marsa.
Do czego zmierzam. Świat przyszłości, którym podniecaliśmy się w czasach, gdy zginaliśmy się do nocników, jest światem teraźniejszości. Żyjemy w nim. Stoimy na progu największych rewolucji w dziejach ludzkości. Zmian nieuchronnych, o których nawet fantazjować jest ciężko. Są kraje, gdzie poważnie rozważa się zaprzestanie uczenia pisania ręcznego, są kraje, w których planuje się zlikwidować fizyczne pieniądze, są miejsca, gdzie chce się wprowadzić bezwarunkowy dochód podstawowy. Bo w przyszłości i tak pracować będą za nas roboty. I to w bliższej niż dalszej. Zastanówcie się chwilę, po co ma pracować taki np. … Ha, mam Was, wszyscy (czy większość) pewnie pomyśleliście o robotnikach, a ja idę dalej- taki np. urzędnik w urzędzie stanu cywilnego? Żeby wystawić Wam akt urodzenia? Proszę, nie śmieszcie mnie. To czynność tak automatyczna, że spokojnie może to wykonać zabawnie prosty skrypt/aplikacja/program. Ja jestem w stanie w tej chwili na barbarzyńsko prostym i prymitywnym poziomie machnąć Wam w html’u formularz, który po wpisaniu danych wypluje gotowy akt urodzenia. Wielu urzędników dziś pracuje jak “biologiczne skrypty”- dostają jakieś dane wejściowe, jakieś zapytanie, wyciągają z nich słowa kluczowe, porównują z jakimiś bazami danych (ustawy, rozporządzenia, akty prawa miejscowego, etc.) i wypluwają wynik na gotowcu z podstawionymi danymi.
Ale ok, znów muszę się przywołać do porządku- retrofuturyzm, transhumanizm, futurologia itp. mogę omawiać godzinami, ale nie o to w tej notce mi chodzi. Przypomnijmy więc- żyjemy w świecie, który nie tak dawno był dla nas odległą przyszłością. W świecie, stojącym u progu tak potężnych i głębokich zmian, że ich skutki wymykają się naszemu pojmowaniu. W świecie, w którym szokująca ilość ludzi jest zbyt głupia, żeby w (niemal) nieograniczonym dostępie do całej wiedzy całej ludzkości umieć wyszukać zwykłą informację. Czy choćby ocenić jej rzetelność.
Po paru miesiącach nieobecności jeden z (moim zdaniem najbardziej wartościowych) polskich jutuberów, SciFun, powraca z nowym filmem. Niemal nie mam wątpliwości, że to najważniejszy film w polskich internetach. Odłóżcie na chwilę śmieszkowanie ze Stonogi, Tigera i Kobry, Bonusa BGC, czy quasi-dziennikarskich wypocin wszyscy-wiemy-kogo i poświęćcie te 100 minut na obejrzenie ze zrozumieniem filmu, który powinien być pierwszą rzeczą, którą zobaczy człowiek pierwszy raz podpięty do sieci. A egzamin z jego zrozumienia powinien decydować, czy aby natychmiast danemu osobnikowi nie odciąć dostępu do internetu.


1 komentarz:

  1. Egzamin to też dobry pomysł. Zawsze mówię, że testy psychologiczne i testy na inteligencję przed wejście w Internety powinny być obowiązkowe.

    OdpowiedzUsuń