"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 19 maja 2016

Dzień dwieście dziewiąty- PIIIIII.

Stażysta się wyrabia, więc postanowiłem go wziąć i zagonić do cięższej roboty. Skoro codziennie przyjeżdża do pracy samochodem, to możemy pojechać na inspekcje. Przygotowuję więc papierki, dzwonię po ludziach i mówię, żeby spakował tyłek i lecimy. Wpierw na parking, co oczywiste.
-Pan się nie martwi, jak będzie trochę głośno.
Pan się nie będzie martwił, bo jeździł pojazdami znacznie bardziej hałaśliwymi niż benzynowe Audi. Przynajmniej tak myślałem do momentu, w którym nie przekręcił kluczyka. W jego twarz błysnęła feeria barw z deski rozdzielczej sygnalizująca wszystkie możliwe ostrzeżenia, a wnętrze wypełniło głośne PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII. Pozwoliłem więc sobie odsunąć fotel jak najdalej, najlepiej poza zasięg poduszki powietrznej, którą już widziałem jak przy pierwszym wyboju robi mi z ryja mielone.
Potem było już tylko gorzej, bo do notorycznego, powtarzającego się średnio co 2 minuty PIIIIIIIIIIIIIIIIIII doszły umiejętności rajdowe Stażysty. Ja nie jestem świetnym kierowcą, ale widząc co on odwala na parkingu poczułem się pewnie na tyle, że zastanawiałem się, czy by nie zaproponować, że jednak ja zaparkuję, ale wtedy padło kolejne PIIIIIIIIIIIIIIIIII i oczyma wyobraźni widziałem jak poduszka w kierownicy eksplodując urywa mi kciuki.
-Chyba się nie zmieszczę, poszukamy innego miejsca.
-Spoko, nie śpieszy się.
Jak odjechaliśmy nasze miejsce zajęła ciężarówka dowożąca towar do Biedronki. Serio. No ale ok, wreszcie zaparkowaliśmy, głównie dlatego, że zwolniło się miejsce dokładnie na wprost naszego toru jazdy i nie musiał wykonać żadnych manewrów.
Inspekcja? Czysta przyjemność. Same inne urzędy, więc jak się domyślacie, po powrocie już nawet oczy mi kawą zachodziły.
Po obskoczeniu ostatniej miejscówki wsiadamy z powrotem do wozu i stażysta zwraca się do mnie z pytaniem:
-Jeszcze pojedziemy na zakupy, ok?
Mówiłem już, że stażysta się wyrabia? Chciałem nawet zaprotestować, ale doszedłem do wniosku, że potrzebuję melisy po tej jeździe, więc niech będzie, byleby szybko.
A zaopatrzony w nią mogłem odbyć w spokoju najdziwniejszą rozmowę telefoniczną w tym roku:
-Muszę coś sprawdzić, mów mi, Szef jest?
-Nie ma.
-Ok. Dziad jest?
-Jest.
-Stażysta jest?
-Jest.
-Ty jesteś?
Sarkazm, ironię i żart potrafię rozpoznać na kilometr. W tym pytaniu ich zabrakło.
-No chyba jestem.
-A no tak, faktycznie, cześć.
Spoko, takie telefony mnie nawet nie dziwią, nawet nie wnikam kto dzwoni, bo nigdy nikt się nie przedstawia. To sobie lata gdzieś poza mną, za dużo czasu tu spędziłem, żeby się nad tym pochylać. Może nie uważam tego za normalne, ale to tak jakbyście mieszkali w nawiedzonym domu. Po jakimś czasie duch jęczący pod prysznicem po prostu się Wam opatrzy i osłucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz