"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 21 lipca 2016

Dzień dwieście siedemnasty- wywczasy.

Siedzę w biurze, ale czuję się jak na plaży. Szef na urlopie. Dziad na urlopie. Stażysta na urlopie. Sam, samiuteńki siedzę sobie przy biurku. Gdyby nie to, że telefon nie sięga, to najchętniej wziąłbym laptopa i usiadł sobie w ogródkach niedaleko Urzędu i z kawą na świeżym powietrzu sobie spokojnie pracował. W sumie nie widzę jednego powodu, żeby taka forma organizacji pracy w Urzędzie nie była normą. Siedzę tu sam któryś dzień, nie przyszła ani jedna osoba, a telefon dzwonił 5 razy z czego raz po coś konkretnego. Cały czas właściwie klepię tylko pismo za pismem, a i to głównie dlatego, że władza w Polsce jest zorganizowana gorzej niż przeciętny burdel na wsi.
W ciągu ostatnich 2 tygodni dostałem od 3 różnych instytucji państwowych pismo, że potrzebują zebrać informacje ode mnie. Dokładnie te same informacje, ale różniące się drobnymi szczegółami. Takimi w stylu, że jedni chcą mieć podaną wagę sprzętu z opakowaniem, drudzy bez. Irytujące jest to o tyle, że te drobne różnice wymagają ode mnie ponownego kontaktu z tymi samymi ludźmi w tej samej sprawie. I średnio co 4 dni muszę do nich słać nowe pismo z tym samym pytaniem. Po prostu czekam aż zaczną dzwonić, czy mnie przypadkiem nie pojebało i żebym się zdecydował czego w końcu chce.
Problem w tym, że ja nie chcę niczego. Tylko nasza władza sama nie wie co robi i jak, więc działa jak małpa rzucając kupą na wszystkie strony. Więc pytania wychodzą od nich do trzech różnych instytucji, a one wszystkie przysyłają je do mnie, ja odeślę odpowiedź do trzech różnych instytucji, a one wyślą 3 pisma do Warszawy z dokładnie tymi samymi informacjami. Ile czasu, papieru i pieniędzy się na to marnuje?
W tej chwili w ogóle mnie to nie interesuje. Siedzę sobie rozwalony na krześle jak Polska przedwojenna i mieszając łyżeczką w kawie myślę o dupie Maryny. Tak cicho i przyjemnie, cały czas mógłbym tak pracować. Wszystko sobie rozplanowałem tak, że z jednego zadania płynnie przechodzę do drugiego, mam nawet czas sprzątnąć biurko między jednym a drugim i cały dzionek coś tam sobie dłubię wg planu. Nie ma tej chorej gonitwy najlepiej od 7.20 rano, gdzie napieprzam 3 różne sprawy na raz, bo szybko, szybko, trzeba robić, gdy o 9 kończę robotę przerąbany jak dziwka z 60 letnim stażem, że nie mam nawet siły i chęci ogarnąć biurka, a zapas przekleństw skończył mi się pół godziny wcześniej.
I gdy już myślę, że nic mnie nie będzie w stanie wyprowadzić z równowagi odzywa się mój telefon, a z niego wyziera morda Szefa.
-Szybko idź do magazynu! Trzeba wydać 5 sztuk (załóżmy) wiader. Szybko, szybko!
-No dobra, idę.
Nie ukrywając, bo i nie mam przed kim, smutku zamknąłem biuro i ruszyłem w stronę magazynu. Nie minęły 3 minuty jak znowu do mnie dzowni.
-Z tego magazynu wydaj im 5 sztuk wiader, bo im się tam śpieszy.
-E… Wiem, że 5 sztuk wiader, przecież dosłownie przed chwilą o tym rozmawialiśmy.
-No tak, ale myślałem, że może zapomniałeś, a ja już też sam nie wiem co mówię.
Przylazłem na miejsce. Otworzyłem magazyn, wyciągnąłem wiadra, zamknąłem magazyn. Postałem chwilę na słonku. W spotifaju minęło “Long Cold Winter”, “Sharp Dressed Man” i “Black Betty”. Wziąłem więc jedno wiadro, odwróciłem i sobie na nim usiadłem. Po “Let Spirits Ride”, “Come To The Sabbath”, “Holy Diver” i 10 innych utworach podjechał samochód.
-Już tu jesteś? Sam przyjechałem przed czasem i myślałem, że sobie na ciebie poczekam.
-A wiesz, jakoś tak szybko mi się szło bo słyszałem, że się wam śpieszy.
-Haha, śpieszy. Dobre. W sumie myślałem, żeby jutro się zgłosić, ale skoro już miałem chwilę czasu…
-No cóż, w biurze słyszałem, że to pilne.
-Szedłeś z biura? Pytałem Szefa, czy cię zabrać bo też jechałem tu z Urzędu i mówił, że nie.
Nie wiem, czy bardziej chcę, żeby Szef na wakacjach był jak najdłużej, żeby nie widzieć jego parszywej mordy, czy jak najkrócej, żeby móc go udusić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz