"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 8 grudnia 2016

Dzień dwieście trzydziesty drugi- jak to się robi.

Są rzeczy tak proste, że ciężko sobie nawet wyobrazić, że można by je zepsuć. To tak średnio 90% tego co robię w robocie. Po prostu patrzę na to i się nawet nie przejmuję. Zresztą praca dużej części urzędników wygląda tak samo. O czym zresztą już wiecie- kopiuj-wklej. Masz jeden wzór decyzji na tak, drugi na nie i żonglujesz nimi. Wystarczy właściwie nie być idiotą. Ale co do niektórych to i tak zawyżone wymagania.
Np. Szefa. Jego ostatnie zadanie, które prawie wykonał sam, było w teorii nie do popsucia. Ograniczyło się do tego, żeby zebrał informacje od wszystkich zainteresowanych, wpisał je w tabelę i przedstawił do zatwierdzenia. Jak byście to zrobili? Pewnie tak jak ja- przygotowalibyście pismo do wszystkich zainteresowanych, że mają się ustosunkować pisemnie w określonym terminie. Oni mają czas na przemyślenie i nakreślenie tego w sposób sensowny, a ja mam podkładkę pod robotę i wszyscy są zadowoleni.
Tymczasem Szef przede wszystkim wyszedł z założenia, że jak to dla Szefa wszystkich Szefów to musi to zrobić szybko. Bardzo szybko. Natychmiast. Rzucić całą robotę, która leży rozgrzebana, wygonić kolesia, który przyszedł rozmawiać o problemie z fakturą na 30k i zabrać się za to. Wziął kartkę i długopis i ruszył w podróż, na szybko dorywając kogo się dało i spisywał. Część go pogoniła, bo nie miała w danej chwili czasu, więc odnotował, że mają brak uwag. Potem szybko wstawił to w starą tabelkę (moimi rękoma) i kilkanaście razy sprawdził (oczami stażysty). Po kilku poprawkach stwierdził, że jest gotowe do wysłania. Ale wtedy zadzwonił jeden z tych, co wcześniej go pogoniło, że miałby uwagi i Szef stwierdził, żeby wtedy doniósł do 8 rano dnia kolejnego. A tymczasem ja miałem wysłać to już siecią do kobiety, do której to miało trafić. O godz. 14.58. Ale tuż przed tym, jak wysłałem znalazł jeszcze jakiś drobny błąd i cała operacja musiała poczekać do jutra.
Rano od samego świtu biega z potężnym rozwolnieniem, że jeszcze tego nie przekazaliśmy. Przecież minęło już 19h od kiedy zadanie zostało mu zlecone i jeszcze chwila, a będzie musiał biec nałożyć kolejną warstwę śliny w dupy przełożonych. Punkt 8 wystrzelił, żeby czym prędzej na kolanach z papierami w zębach to posłusznie dostarczyć, że niby tak szybko i sprawnie działamy.
8.17 przyszedł koleś przynieść uwagi, miał do 8, ale coś nie zdążył. Oczywiście potężna awantura, że czemu Szef nie zaczekał choć trochę. Dwie godziny później kolejna awantura, bo uwag spływa coraz więcej. Do południa to już telefony prawie się urywają, połowa wściekła, bo Szef w przypływie swojego szaleństwa pytał kogo dorwał ad hoc i odpowiedź jednej osoby z powiedzmy piętnastoosobowego wydziału uznawał jako wystarczającą. Teraz ludzie pytają czemu nie zostali ujęci? Szef na wszystko odpowiada, że czas na to był wczoraj między 12, a 15. Część już oficjalnie protestuje, bo wynikiem zebrania informacji były pewne “drobne” korekty w np. zakresach obowiązków. I chyba Was nie dziwi, że ludzie się wkurzają gdy dokładają pracy bez konsultacji i twierdząc, że nie mieli uwag.
Całość trzeba oczywiście zrobić od nowa, Szef wszystkich Szefów zamiast być wdzięcznym, że szybko zrobione, jest zirytowany, że zrobione do dupy, a Szef nie może zrozumieć, dlaczego reszta pracowników Urzędu tak bardzo psuje mu pracę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz