"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 1 grudnia 2016

Dzień dwieście trzydziesty pierwszy- jak Szef podłożył się sam.

Ten dzień musiał kiedyś nadejść. Ja o tym wiedziałem, Wy o tym wiedzieliście, każdy o tym wiedział. Na naszym terenie odwalała się głupia akcja, nie ważne co. Grunt, że całkowicie nie związane z zadaniami mojego wydziału. I się zaczęło…

Akt I - ślepe posłuszeństwo.
Szef boi się swoich przełożonych i jest im wiernopoddańczo oddany. Nie dyskutuje z ich rozkazami niezależnie jak oderwane od rzeczywistości by były. I na tej fali strachu o własną dupę nie polemizował i tym razem, gdy kazali mu iść robić rzeczy, które nie leżą w jego zakresie obowiązków i na których w najmniejszym stopniu się nie zna. Ale żeby powiedzieć “nie” trzeba by spojrzeć Szefowi wszystkich Szefów w oczy, a to znaczy, że musiałby oderwać się od lizania dupy.

Akt II - pozostawanie niewidzialnym.
Jak mu kazali, tak zrobił. Ale swoją starą zasadą, którą kieruje się przez większą część życia starał się ukrywać i nie rzucać nikomu w oczy w trakcie. Jest to o tyle problematyczne, że towarzyszyło dość nerwowym negocjacjom, które ostatecznie zakończyły się w atmosferze skandalu i wzajemnych wyzwisk.

Akt III - jak lizać dupę, to każdemu.
Pech chciał, choć było to do przewidzenia, że na miejscu była też prasa, która od razu podchwyciła temat. Skoro już gówno wpadło w wentylator, na 2 dni przed posiedzeniem rady, to nikogo też nie zdziwiło, że będzie to główny temat wałkowany przez opozycyjnych radnych. W końcu nie codziennie ludzie mają okazję do wyzywania się od chujów i kurew pod biernym okiem przedstawiciela Urzędu. Szef oczywiście został wezwany na “przesłuchanie”, a jego natura gówna nakazała mu za wszelką cenę trzymać się na powierzchni. Najłatwiejszą drogą ku temu jest więc smarowanie jednym i drugim po równo. Prawda i godność nie mają tu zastosowania.

Akt IV - rozładowanie napięcia.
Szef niezależnie czy się na kogoś drzeć może, czy też nie, każdą sytuację konfliktową będzie na koniec starał się rozwiązać żartem. Tylko, że jak wiecie, jego żarty są jakie są. Słabe. Chamskie. Nieprzemyślane. Jak więc najlepiej skwitować napiętą sytuację agresywnego starcia z opozycją? Żartami o ZOMO.

Akt V - problemy.
Te dotychczasowe 4 akty zawsze powtarzają się w każdej możliwej sytuacji. To jest jego typowy modus operandi, który zawsze kończył się tak samo. Wszyscy z niesmakiem pokręcili głowami i puszczali to mimo uszu.
Nie tym razem. Długo to trwało, ale wreszcie trafił w miejsce, gdzie każde słowo ma swoją wagę, słuchacze będą drążyć do samego dna i nie można ich olać jak podwładnych czy klientów Urzędu. Czyli pierwszy raz w historii swojego szefowania musiał zrobić to, co inni na jego stanowiskach robią regularnie. I całkowicie się zbłaźnił. Na własne życzenie. Gdy ludzie usłyszeli, że strony dobrze się dogadywały, podczas gdy po necie hulają filmy ze spotkania z krzykami “wy chuje”, gdy usłyszeli, że wszystkiego pilnował, podczas gdy nie był w stanie powiedzieć z kim rozmawiał, gdy usłyszeli, że jedną ze stron (oczywiście chroniąc dupę nie wskazał którą) porównywał do prowokacji ZOMO, to nie zostawili na nim suchej nitki. A ponieważ media nadając temat dalej go monitorują, to i nie odmówiły sobie soczystej przyjemności przywołania tych cytatów z publicznego wystąpienia w czasie obrad rady.

Epilog.
Jeśli myślicie, że w związku z tym coś się tutaj zmieni, to znaczy, że nieuważnie czytacie mojego blogaska. Raczej kompletnie nic się nie stanie, poza śmieszkowaniem z Szefa. Choć ten chce już kręcić kolejną gównoburzę tym razem przeciw dyrektorowi, który go w to wkręcił, bo do jego obowiązków to oficjalnie należy. Problem jest w tym, że idzie jak Titanic na spotkanie z górą lodową. Ten dał radę go w to wkręcić nie bez powodu. Tak jak nie bez powodu jest najlepiej zarabiającym dyrektorem w Urzędzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz