"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 16 lutego 2017

Dzień dwieście trzydziesty dziewiąty- tak bywa.

Wiecie co jest podstawą funkcjonowania firmy? Obieg informacji. Im większa firma, tym większy to kłopot, ale tym ważniejsze jest jego rozwiązanie. Wiedzą to dziś już chyba wszyscy. W armii podstawą jest sieciocentryczność pola walki. Kamow w oficjalnym spocie reklamuje swoje śmigłowce tym, że mogą być serwisowane pod chmurką. Boeing możliwością integracji zarządzania do setką najróżniejszych dronów z przekazywaniem danych na bieżąco we wszystkie strony ze wszystkimi operatorami- inne śmigłowce, jednostki naziemne, lotnictwo, AWACS, centrum dowodzenia. Nikt nie ma wątpliwości co w bezpośredniej konfrontacji jest ważniejsze. Szczególnie od momentu, gdy byłe ZSRR przestało górować nad zachodem liczebnością.
Podobnie jest w firmach. Komunikacja nie jest jedynym wyznacznikiem sukcesu, ale bardzo go ułatwia i jak powiedziałem, wiedzą to dziś już wszyscy poza Urzędem. U mnie nikt, nic, nigdy nie wie. Jest zerowy obieg jakichkolwiek informacji. Idę z umową do skarbnika, pytam kiedy wypłacimy kasę, żebym mógł wpisać datę jakąś. “Napisz do 31 stycznia”. Napisane, umowa podpisana, przygotowuję całą resztę papierów do przelania kasy dla dyrektora wydziału finansowego. 
-Tu jest ta umowa, przychodzę szybko, żebyśmy wypłacili do końca miesiąca.
-Ja i tak nie wypłacę przed sesją na początku lutego.
“No i chuj, no i cześć”. Jakim cudem skarbnik ustalający budżet nie wie na jakich zasadach wypłacane są z niego środki, czy może w jakim terminie? Niewyobrażalne, ale ten tandem nigdy mnie nie zawodzi.
Dyrektor finansowego:
-Nie mogę tego podpisać, to ma być zrobione inaczej.
Idę spytać o to skarbnika:
-On jest pierdolnięty.
Podpisuje.
Logika? Nawet nie zaczynajcie jej szukać. Innych rzeczy też nie. Ja szukałem zbiorczego opracowania pewnych danych. Łażę po całym Urzędzie, nikt nie ma, ale jak będę miał to mam im też przynieść bo ważne, przyda się. Wreszcie w którymś z kolei biurze decydujemy, że trzeba zamówić, no bo przecież tak pracować nie można. Więc zamiast pytać, zaczynam chodzić zbierać chętnych. Jedno z ostatnich biur, w których byłem zapytać czy też są chętni:
-Na te dane?
I wyciągają mi z szafy to, czego szukałem ja i cały Urząd.
-Tak te, ale aktualne żeby były.
-Na 31 grudnia zeszłego roku to za mało aktualne?
-... skąd je masz?
-No jak to skąd, przecież Wydział X zamawia je co roku, dostali jeden egzemplarz więcej to mi dali.
Wydział X zamawia od lat co roku aktualizowane materiały, których potrzebuje cały Urząd. Nikt, nic nie wie. Finalizujemy zamówienie dodatkowych egzemplarzy…
Problemy też są zawsze ze sprzedażą mienia. Pod młotek idzie kamienica, ktoś ją kupuje, całością zarządza wydział nieruchomości. Nowy właściciel wpłaca należność i dostaje kluczyki, zaczyna remont. Bach. Dlaczego remont nie jest uzgodniony, przecież budynek jest zabytkowy. Bach. Dlaczego sprzedano budynek do wyburzenia na działce, do której po remoncie skrzyżowania za 2 lata nie będzie możliwości dojazdu. Bach. Dlaczego nikt nie skonsultował i zagwarantował kwestii pozostawienia na budynku syreny alarmowej zamontowanej za 20k zł 2 lata temu. Bach. Dlaczego ktoś stawiał syrenę alarmową na budynku do wyburzenia. Bach. Co to znaczy, że nie będzie dojazdu, przecież tam jest awaryjne ujęcie wody.

Nikt. Nic. Nie wie. A teraz największy żart- Urząd zapłacił X tyś plnów za program, który agreguje te wszystkie treści na warstwach dla całego obszaru- wszystkie studnie, zabytki, właściciele, urządzenia specjalne, statusy prawne, wszystko na nim jest. Licencja na nieograniczoną ilość stanowisk wewnątrz jednej instytucji. Zainstalowany od lat jest na dosłownie jednym komputerze, z którego korzysta jedna osoba, która głównie zajmuje się tam wprowadzaniem danych, do których nikt nie ma dostępu. I nikt o tym nawet nie wiedział...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz