"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 9 lutego 2017

Dzień dwieście trzydziesty ósmy- zawsze coś.

Pamiętacie bardzo, bardzo dawno temu, gdy mój poprzedni dyrektor mówił o ograniczeniu dostępu do parku miejskiego dwóm grupom- psom i menelom? To dziś mamy inny problem, gdyż jedna z nich pcha się do urzędu i nie myślę o psach.
Z tym jest dość istotny problem, bo Urząd to jednak nie park i nie powinno się ograniczać jego dostępności ludziom. Ogółem. Bo mogą chcieć załatwić jakąś sprawę. Np. najebać się. I tak przeżywamy ostatnio swoiste oblężenie wszelkich meneli z okolicy, którzy wolą przyjść narąbać się na ciepłym korytarzu Urzędowym, niż być trzeźwym w ciepłym domu pomocy społecznej.
Komu oni szkodzą? Ktoś mógłby zapytać. Pomijam już wątpliwe walory zapachowe, bo jak i ja i Wy wiecie Szef śmierdzi też. Ale ci dodatkowo żebrzą o pieniądze (nawet do Szefa wszystkich Szefów), tankują wódę lub piwsko, jeden postanowił zrobić prezent sprzątaczkom i zeszczał się na fotel w poczekalni jednego z korytarzy. Fotel tapicerowany. Wszystkie biura wokół zwiększyły zużycie odświeżaczy powietrza i środków dezynfekcji o 300%.
Może to niezbyt miłe potraktowanie bliźniego, gdy po jego wizycie klamki pucuje się spirytusem salicylowym i wypsikuje pół puszki środka zmieniającego stan powietrza ze smrodu na smród w lesie. Tyle, że w tym samym czasie na tym samym korytarzu są np. rodzice z małym dzieckiem, którzy przyszli tu po akt urodzenia, a nie narąbać się w wygodnych okolicznościach przyrody.
Sam po każdorazowym "rendez-vous" po Urzędzie zacząłem myć ręce tak dokładnie, że koleżanki i koledzy z medycyny mogliby się ode mnie wiele nauczyć odnośnie sterylności. No dobra, przyznam, że wpływ miał na to również krwawy ślad na drzwiach jednego z ogólnopolskich marketów, którego pracownicy nie uznali za zasadne zmycie przez wiele dni.
W każdym bądź razie problem zaistniał i trzeba było go rozwiązać. Ci co piją są mniejszym problemem- zgarniają ich mundurowi. Ci co tylko koczują… no cóż. Nie można ich wywalić bo za długo siedzą. Powstała więc wielka burza mózgów w Urzędzie, co z nimi zrobić. I najtęższe głowy wymyśliły. Skoro menele okupują Urzędowe ławki i fotele to… usuńmy ławki i fotele. Nie ma czego okupować, nie ma problemu, oczywiste mój drogi Watsonie. Przy okazji jebać schorowane, stare baby również, tylko trują dupy, teraz przynajmniej nie będą przyłazić. I zniedołężniałym starcom też CHWD na 100%, raz się przelecą 3 piętra bo winda jak zawsze zepsuta i postoją godzinę w kolejce to się im odechce. Albo zachce, ale to jeszcze lepiej, bo toaleta dla petentów jest na parterze, więc jeszcze 2 razy zrobią tą trasę, pikawa na bank nie wytrzyma, więc niech się modlą, żeby choć pęcherz dał radę.

A właśnie jak o toalecie. Coś ostatnio jest ciągle okupowana przez kogoś, strasznie śmierdzi menenalami i alkoholem. Ciekawe czemu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz