"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 23 lutego 2017

Dzień dwieście czterdziesty- martwe ryby płyną z prądem.

Czuję się jak gówno, więc pójdę po najniższej linii oporu. Tą są oczywiście cytaty Szefa. Ten jest dla mnie sporym problemem, negatywnie wpływającym na moje samopoczucie. Na wielu płaszczyznach. I o wielu z nich już wiecie, o tym o czym może nie wiecie, to jego podejście do pieniędzy. “Hola, hola, przecież to już wiemy”. Wiecie, ale nie o bardzo konkretnej rzeczy, która wychodzi zawsze mniej więcej w tym okresie roku, gdy dostajemy PITy i składamy pierwsze wnioski do funduszu socjalnego. Tam zasada jest prosta- pomoc zależna jest od zaszeregowania do grupy zarobków, wg dochody na osobę w gospodarstwie domowym. Zawsze w tym czasie słyszę jak Szef narzeka Dziadowi

Ja jestem w tej samej grupie co Młody, zarabiamy mało.

Fajnie byłoby, gdyby ćwok dodawał, że w moim gospodarstwie domowym jest jedna osoba, a w jego trzy. A do tego oczywiście ukrywa część dochodów, więc PIT i tak ma zaniżony. I tej narracji o tym, że jesteśmy na tym samym poziomie zarobków trzyma się rękoma i nogami przy każdej możliwej okazji. Przy okazji kupna samochodu też.

Teraz akcyza wzrośnie, stracą na tym najbiedniejsi, tacy jak my.

No tak, jasne. Dlatego dobrze, że w czasie pracy szuka po Allegro najtańszych, używanych opon całorocznych. Ostatnio tylko 40 minut wisiał na służbowym telefonie dogadując się z kolesiem i próbując jeszcze zbić cenę dostawy umawiając się na odbiór osobisty gdzieś w połowie drogi.
Innym gorącym tematem, po temacie akcyzy, był i nadal jest smog. Ja z nim tak dużego problemu nie mam, mieszkam na Północy. Nie to co Ślunsk gdzie oddycha się wunglem, czy Krakusy biegające z maczetami, żeby móc pociąć sobie powietrze przed zrobieniem wdechu. Co nie znaczy, że smogu nie ma w ogóle. Niestety tu też sporo ludzi pali śmieciami lub gównem (“a czym mają palić jak są biedni?” na nowo wybudowanym osiedlu domków jednorodzinnych…), a i czasem zdarzają się dni mniej wietrzne, gdzie to wszystko zalega nad miastem. I w taki jeden ciężki poranek szliśmy do roboty, co już w biurze zauważył Dziad, na co obruszył się Szef

To nie jest smog! Tylko takie… ciężkie powietrze i dym.

Aha, nie no super. To faktycznie nie jest smog, ani trochę. Bo smog to chyba tylko w Krakowie, pod Wawelem w jaskini konkretnie. Szczęśliwie wiosna wydaje się już tuż, tuż. Na to cieszy się chyba wielu. Wreszcie mniej będzie się płaciło za ogrzewanie (kuźwa, zdziadziały się robię…), skrócą się spódniczki i wydłużą dekolty (a jednak nie tak do końca). Czy choćby będzie można wstawać jak będzie jasno, może trochę depresja mi się zmniejszy. Cieszy się też Szef.

Poczułem wiosnę i od razu zachciało mi się pracować...

Kuźwa super. Nareszcie, może przestanie przeczesywać to Allegro i OLX w poszukiwaniu najtańszych opon 8h dziennie.

...umyłem psa, posprzątałem chlewik.

A jednak poszukiwania oponek będą kontynuowane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz