"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 9 marca 2017

Dzień dwieście czterdziesty pierwszy- sex over the phone.

Jestem chory. I to nie w przenośni, ale dosłownie. Wystarczająco, żeby mieć L4, nie wystarczająco, żeby cierpieć. Przynajmniej łykając Ketanol jak tic taci i okład z piersi w trakcie zabiegu.
-Boli?
-E-e.
-Nie wiem jak pan to wytrzymuje...
-Mah shohe shohohy.
Jak oni nas w ogóle rozumieją? Będę musiał zapytać o to następnym razem. W każdym bądź razie- cieszę się odpoczynkiem, łykam 3 tabletki na 12h i jest mi dobrze.
A przynajmniej powinno być, bo skoro świt dnia następnego, gdy co prawda już jedno oko mam otwarte, ale ciągle leżę w łóżku myśląc, czy to czas na siku czy Ketanol, dzwoni telefon. Zgadliście, Szef. Już mi pieprzy, czy za dwa tygodnie jestem zajęty, bo muszę jechać na szkolenie. Kuźwa, nie mogło to poczekać aż wrócę? Albo choć do dziewiątej? Przecież wszyscy wiemy, że jeśli szkolenie jest obowiązkowe, to nie ma innej opcji niż ja i pytanie o to jest bezsensu. Szczególnie skoro świt, gdy zdrowieję na L4.
Ale to jeszcze nic. Bo jak byłem zdrowy ilość jego telefonów przekroczyła wartość krytyczną. Godz. 15.40, leżę sobie po ciężkim dniu w pracy i czytam Conana Barbarzyńcę. Dzwoni telefon, Szef. A by go sraczka dopadła.
-Czego?
-Słuchaj, ubierz się i idź na Podgórną.
-Po co?
-Bo dzwonili do mnie, że coś tam coś tam i dobrze by było, jakby ktoś z nas się tam pokazał.
-Po co?
-No, żeby się pokazać.
-Żeby się pokazać, to ja już na dziś pracę skończyłem.
-My pracujemy całą dobę.
-Nie, ja pracuję 8h dziennie od siódmej do piętnastej.
-Hehe, no tak jest zapisane, ale w rzeczywistości nie.
-W rzeczywistości tak.
-To nie pójdziesz?
-Nie.
No, wracam do “Feniksa na ostrzu miecza”. Nie minął jeden rozdział, telefon. Tak, znowu Szef.
-No?
-Słuchaj, ja tu jestem. Nic się nie dzieje.
-No i?
-No i jeszcze tu chwilę pobędę, pokręcę się, żeby mnie widzieli.
-Ok, nara.
Co mnie obchodzi, gdzie on się kręci. Dalej Conan, ogółem polecam, ale wydanie dość kijowe- A4, twarda oprawa, ponad 700 stron, ciężko się czyta w łóżku, noż do cholery telefon.
-No co tym razem?
-Ja tu się zwijam, mówię ci, nic do roboty, w ogóle nie wiem po co do nas dzwonili.
-To ja nie wiem, po co do mnie dzwonisz, robotę skończyłem ponad dwie godziny temu.
-No ale żebyś wiedział.
-To mi powiesz jutro w robocie… No jprdl…
Aż mi się czytać odechciało, co za patafian. I dzwoni znowu…
-Kurwa mać, to ostatni raz jak odbieram dziś telefon, czego?
-Słuchaj, zapisz sobie imię i nazwisko i numer, zanieś to jutro z rana do Szefa wszystkich Szefów, bo ja sobie biorę wolne, za nadgodziny dziś.
Boże, daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę zabiję. No nic, zapisałem sobie, odłożyłem na bok, wreszcie mogłem się cieszyć zasłużonym odpoczynkiem z silnym postanowieniem nie odbierania kolejnych telefonów, co ułatwił fakt, że więcej ich nie było.
Następnego dnia z samego rańca, ale z doliczeniem czasu na kawę i prasówkę, poszedłem do Szefa wszystkich Szefów, żeby dostarczyć mu to, co chciał.
-Dzień dobry, ja tutaj mam dla pana ten numer telefonu.
-Jaki numer telefonu?
-No tej pani z wczoraj, Szef mówił, że będzie pan chciał.
-I co ja mam z tym zrobić?
-Nie wiem?
-Zadzwonić do niej? A po co?
-Nie wiem?
-Kurwa, nie po to mam 400 urzędników, żebym sam się wszystkim zajmował, weź to zanieś do kogoś.
No ja nie mogę, bez przesady, co tu się właśnie odwaliło? Wracam do swojego biura, siadam i myślę co z tym fantem zrobić. Dzwoni telefon. Szef.
-No i jak, zaniosłeś mu numer?
-Zaniosłem.
-I co mówił?
-Żebym spierdalał, bo go to nie interesuje.
-Yhm, yhm… No myślałem, że będzie go chciał…

Nie myśl. Błagam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz