"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 11 stycznia 2018

Dzień dwieście sześćdziesiąty dziewiąty- Nowy Rok, nowy ja.

Też tak się oszukujecie? Ja siebie przestałem dawno temu, ale ciągle gdzieś w głębi serduszka liczyłem, że jednak zadziała to na Szefa. Nie zadziała. W ogóle rok wydaje się jak ogrom czasu, a gdy minie zastanawiacie się, gdzie się podział. To zdecydowanie za mało czasu, żeby z Szefa zrobić porządnego człowieka. Jakiś czas temu powstała organizacja postulująca budowę zegara, którego 1 godzina trwała by 10.000 lat. W skrócie chodzi o to, żeby uzmysłowić ludzkości, że musi myśleć w perspektywie całej historii, a nie życia jednostki. I może cała historia to byłaby odpowiednia ilość czasu, żeby z Szefa zrobić coś sensownego. Może.
Tymczasem znów byliśmy na naradzie z całym moim ulubionym składem tytanów intelektu. Ja wiedziałem, że będzie cyrk. Pan policjant, który naradzał się wyjątkowo z nami brał w czymś takim udział po raz pierwszy. Myślę też, że ostatni.
Zaczęło się całkiem normalnie. Nikt by nic nie podejrzewał ogółem, może poza głupotą mojego przełożonego, bo od niego akurat bije aż specyficzna aura. Ale cała reszta? No normalna, urzędowa narada. Kawa, herbata, ciastka, sala w urzędzie, jacyś bardziej formalnie ubrani ludzie… Do czasu. Bo jeśli myśleliście, że mój Szef to jedyny składnik problemu, to nie moglibyście być bardziej w błędzie. On jest najjaśniejszym składnikiem, ale są też inni. I to tylko im dziś poświęcę temat. Temat, który się zaczął od zagadania policjanta o wymianę informacji. W skrócie- my potrzebujemy pewnych informacji, które oni mają, ale nie mają obowiązku ich przekazywać. Co prawda mają chęć, ale nie żeby zrobić to za wszelką cenę, a porządnie. Ostatecznie więc niby będą przekazywali, ale nie wiadomo właściwie kiedy. I się zaczęło.

Aktor 1:
-Ale wy macie system do wysyłania SMSów z informacjami.
-Mamy, ale to wewnętrzny do wysyłania informacji często niepotwierdzonych. Takich informacji nie chcemy wypuszczać na zewnątrz. Ani zapychać systemu zbyt dużą ilością numerów.
-To ja się tam dopiszę.
-Mówię panu, że to wewnętrzny system. Nie może się pan dopisać…
-Ja rozmawiałem już z kolegą policjantem z mojej miejscowości i powiedziałem, żeby to załatwił.
-To ja chyba nie chcę wiedzieć, jak pan zamierza to zrobić…

Aktor 2:
-(Policjant)- Ale możecie poprosić przełożonych o służbowe smartfony, wtedy bez większych problemów można ściągnąć aplikację i część informacji będziecie dostawali szybko.
-Ja tam nie zamierzam mieć żadnego smartfona.
-Czemu?
-Bo w tradycyjnym to już jestem przyzwyczajony i mi się łatwiej pisze SMSy jak jadę.
-Nie wiem, czy mam udawać, że to żart?

Aktor 3:
-(Policjant)- Ja w sumie też do końca nie wiem, po co państwu te wszystkie informacje. No np. jeśli mamy informację o martwej sarnie na drodze. Czy dowiecie się o niej później, czy wcześniej, co za różnica?
-Lepiej wcześniej. Bo wtedy można np. przyjechać i ją przeciągnąć w las.
-Słucham?
-No przeciągnąć. Wiadomo, zwierz na pasie drogowym to zmartwienie administratora drogi, ale jak w lesie… Ogrom papierków i wydatków oszczędzony.

Pan policjant miał oczy jak 5 zł gdy wychodził ze spotkania po takich i innych kwiatkach. A do tego trzeba doliczyć jeszcze “inteligentne” wstawki mojego przełożonego. Koniec końców, nie wiem czy współpraca z komendą nie skończy się na sprawdzaniu, czy jeżdżenie i pisanie SMSów to był żart, czy na poważnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz