"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 15 lutego 2018

Dzień dwieście siedemdziesiąty trzeci- jeden dla Władcy Ciemności na czarnym tronie w krainie Mordor, gdzie zaległy cienie.

Nasz Human Resources to straszne miejsce. Całkowicie uprawnione jest to porównanie do Mordoru. Są tam Upiory Pierścienia, choć nie aż tyle co w oryginale, a pośród nich zasiada Sauron. To facet, którego pozycja jest całkowicie niezrozumiała w Urzędzie. Oficjalnie jest szeregowym pracownikiem ale może prawie wszystko. A wróć. Nie jest aż tak niezrozumiała, a odpowiedź podaje też Tolkien. Sauron może pod koniec 3 ery był uważany za jakiegoś turbo kozaka, ale chyba wszyscy pamiętamy, że to tylko (albo aż) sługa Morgotha. I tu macie rozwiązanie całej zagadki- Sauron ma u nas wysoką pozycję, bo jest wiernym sługą Morgotha. Tylko tyle, albo aż tyle.
To jest jedna z tych rzeczy, na które nie macie wpływu. Ja też nie mam. Szczerze, to przez długi okres czasu miałem całkowicie wylane na to. Nasze ścieżki rzadko się przecinają, wręcz nigdy. I jeśli jesteście bystrzy to już wiecie, że tak było do dnia dzisiejszego. Ja i Sauron stanęliśmy na jednej ścieżce, za wąskiej dla nas dwóch i któryś z nas musi się cofnąć, żeby przepuścić drugiego.
Pojawiła się dość śliska sprawa, którą ktoś musi ogarnąć przyjmując na siebie dodatkowe obowiązki. W pierwszej chwili padło na Saurona i ten nawet chętny był się tym zająć szczególnie, że Morgoth najwierniejszemu słudze zaoferował wynagrodzenie, o którym ktokolwiek inny może pomarzyć. I wszystko byłoby fajnie, baśń dobrze by się skończyła, gdyby nie drobny szczegół- po prostu temu nie chce się robić. Tak, to jest ten powód- nie chce mu się. Więc stwierdził, że zrzuci to na kogoś innego i znalazł “chętnego”, mnie. Rozmowa wyglądała w ten sposób, że Sauron oznajmił mi, że będę to robił i Morgoth o tym wie. Koniec rozmowy. Ja się jeszcze wykręcałem, mówiłem o dużej ilości obowiązków i w ogóle, że bym chciał jakiś piniondz za to. Ale nie, to był koniec rozmowy.
Cóż mi pozostało? Długo nad tym myślałem. Nie wykręcę się robotą, bo nikogo nie interesuje, że jestem nią zawalony jak mało kto. Nie wykręcę się właściwie niczym, ale mam dość bycia jak wszyscy tu szmatą, z którą nikt się kompletnie nie liczy, bo wydaje mu się, że na paluchu ma pierścień, którym może rządzić wszystkimi. Ponawiam więc pytanie- cóż mi pozostało? Kasa. Stwierdziłem, na razie przed samym sobą, że mogę to wziąć, ale za stawkę jaką miał dostać Sauron. I choćby mieli mnie łamać na kole- albo dostanę dodatkowo tę konkretną kasę, albo nie podpiszę żadnego porozumienia. Nawet jeśli miałoby to skończyć się wypowiedzeniem zmieniającym (choć to raczej mało prawdopodobne).
Na razie do bezpośredniej konfrontacji w tym zakresie nie doszło. Sauron domyśla się, co będzie się działo, a ja też nie widzę potrzeby przyspieszenia- z każdym dniem bez obsadzonego stanowiska to nie mi zaciska się pętla. Ale do konfrontacji wreszcie dojdzie i najgorsze jest to, że nie z Sauronem. Wyśle mnie wprost do Angbandu na spotkanie z Morgothem. I niczym Fingolfin będę musiał stoczyć swoją nierówną walkę, żywię nadzieję, że z lepszym zakończeniem.

“I’ll dare you, come out, you coward- now it’s me or you.”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz