"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 26 lipca 2018

Dzień dwieście osiemdziesiąty siódmy- jak pech, to pech.

Jak wiecie od dłuższego czasu walczę ze swoim komputerem, 11-letnim rzęchem dla którego bootowanie systemu wydaje się być już zadaniem ponad siły i możliwości, mimo że to tylko XP. Oczywiście to ten w pracy, w domu jako PC Master Race mam maszynę, która z założenia miała pociągnąć każdy tytuł… Choć do premiery CP2077 chciałbym już wymienić GPU (dzięki, górnicy kryptowalut…). Może dlatego ból w pracy jest jeszcze bardziej odczuwalny.
Choć ostatnio, dzięki temu że w Urzędzie pojawił się nowy informatyk, wreszcie udało się podwoić ilość ramu, jaką dysponuję. Z 1 do 2 gb. Tak, to ciągle śmiesznie mało, ale różnica w działaniu jest oszałamiająca. I to nawet nie jest żart, choć ciągle jest ona daleka od tego, co chciałbym widzieć.
Nic to, lotem błyskawicy po Urzędzie rozniosła się plotka, że będzie przetarg na nowe komputery. Co prawda, żeby wymienić wszystkie, które są niezbędne do wymiany potrzeba 50 zestawów, a kupione będzie 35, no ale zawsze jakaś nadzieja. Szczególnie, że mój komputer jest jednym z najstarszych w Urzędzie jako takim. Żyłem więc w nadziei, że ten rupieć, który ledwo dycha i właściwie co chwile się coś w nim krzaczy będzie wymieniony.
Aż przyszedł sądny dzień, gdzie od samego rana miałem z nim problem. Mijając na korytarzu nowego informatyka poprosiłem żeby wpadł, ale nie musi się spieszyć, nic pilnego. Po troszkę ponad godzinie zjawił się na miejscu.
-No co tam?
-A wiesz, komputer się nie włącza.
Po dwóch godzinach walki doszliśmy do kresu pomysłów, co by z nim zrobić.
-Wiesz, Ty to jednak masz pecha.
-Czemu? -spytałem niepewnie.
-Za 2 tygodnie kupujemy nowe kompy, a ten muszę wymienić ci teraz. Więc dostaniesz gówno, ale lepsze od tego. Ale lepsze, więc nie dostaniesz nowego.
Biednemu to zawsze wiatr w oczy.
-A nie da się jakoś, nie wiem, zamarkować choć że chodzi? Ja tam trochę się z nim jeszcze przemęczę, potem urlop, to zanim wrócę to tak akurat na nowy, nie?
-Ale tego chyba już nie postawimy…
-Wiesz, całe wieki administracja funkcjonowała bez komputerów. Wyciągnę sobie z szafy maszynę do pisania, dam radę.
-Macie maszynę do pisania?!
-Tak…
-Nie, tak się nie da. I tak muszę coś powiedzieć u siebie, co naprawiłem, co chodzi, a tu nie chodzi i nic z tym nie zrobimy.
-A gdyby tak, załóżmy, ktoś po znajomości wygrzebał mi ze śmietnika najgorszy szajs, jaki może znaleźć, ale jeszcze będący trochę na chodzie, przyszedł z nim tutaj i zamienił dyski?
-Nooooo… Ktoś po znajomości mógłby to faktycznie zrobić.
I tak oto stałem się posiadaczem równie starego złomu, co miałem wcześniej, ale będącego wciąż na chodzie. Kolejny kryzys zażegnany, mam tylko nadzieję, że wymienią go w najbliższym czasie na nowego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz