"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

poniedziałek, 28 marca 2011

Dzień trzynasty- ile potrzebuję do pracy.

Profesja urzędnika towarzyszy człowiekowi już od bardzo dawna. Już historycy rzymscy pisali, że ciepłymi, italskimi nocami można było usłyszeć nad niemal całym Tybrem jak Juliusz Cezar siedząc nad papirusami krzyczał w rozpaczy “Jaki kurwa wniosek?!”* Nazbyt oczywiste jest, że ta sztuka zaczęła rozwijać się znacznie wcześniej i z pewnością może konkurować z prostytucją o miano najstarszego zawodu świata (jak na mój gust, nie tylko pod tym względem może konkurować) i rozwija się nieprzerwanie do dziś.

Niewątpliwie w zamierzchłych czasach urzędnikom do pracy potrzebna była wiedza i przybory, ogólnie nazwijmy je, piśmiennicze. Czasy jednak się zmieniają, dziś wiedza potrzebna nie jest, za to przyda się wiele innych rzeczy bądź atrybutów i nawet w nich odbija się bezsens i burdel urzędowy.

Pisałem już kiedyś o bezprzewodowych telefonach, oczywiście są niezbędne w pracy. Dlaczego ma on jednak stację dokującą w najdalszym kącie pomieszczenia, tak że każdy kto chce z niego skorzystać i tak musi wstać i się przespacerować? Nie wiem.

Dzisiejszy urzędnik potrzebuje też komputera. Powiem szczerze, albo tak jest wszędzie, albo jestem jakimś ponad-urzędnikiem (co przy ilości rzeczy, jakie robię nie jest takie nieprawdopodobne), bo do pracy potrzebuję nie jednego, nie dwóch a dokładnie trzech komputerów! Pewnie zastanawiacie się po jaką ciężką cholerę, skoro pewnie w Małymmiękkim mało kto używa tylu. Już tłumaczę- przede wszystkim jest komputer na którym pracuję ja (i pod tym pojęciem rozumiem też pracę, a nie tylko przeglądanie neta). Jednak nie mam na nim wszystkich potrzebnych materiałów, dokumentów, ani (o zgrozo!) Office 2007 w którym tak dla jaj zapisana jest ⅓ dokumentów. Dlatego potrzebuję dostępu do drugiego komputera na którym to wszystko jest. Dodatkowo część z tych dokumentów muszę wydrukować i do tego potrzebuję 3 komputera przez którego podłączone do drukarki są pozostałe 2. Nieoficjalnie potrzebuję jeszcze 4, mojego prywatnego komputera, na którym mam Power Pointa w przeciwieństwie do 3 pozostałych.

Z rzeczy “komputerowych” potrzebuję jeszcze Pendrive'a. Po co spytacie, skoro komputery w urzędzie połączone są ze sobą siecią? Po to, że części dokumentów/dokumentacji nie możemy nią przesłać bo są za duże...

Potrzebuję oczywiście jeszcze aparatu fotograficznego. Posiadamy jeden na stanie, którego stałem się niemal stałym użytkownikiem. Okazyjnie wykorzystywany jest do robienia zdjęć wycieczek krajobrazowo-turystycznych różnych urzędników. Jak się szybko okazało jestem jedną z nielicznych osób w moim wydziale, która umie go obsługiwać. Nie, nie- nie chodzi o to, że jestem artystą jak Hegre, chodzi o zgranie zdjęć na dysk bądź wyjęcie baterii. I nie, ja nie żartuję. Dzwonią do mnie z innych biur, żebym przyszedł wyciągnąć baterie, albo przynoszą mi aparat, żebym zgrał zdjęcia i wysłał je siecią. Dziś wyjątkowo wyjąć baterie postanowiła jakaś urzędniczka i już chwilę później była u mnie. Jakimś cudem wsadziła je z powrotem tak, że ani aparat nie działał, ani klapki nie dało się otworzyć. Nie szło sprytem? Poszło siłą, taką, że wygiąłem w 2 bateriach metalowe obudowy. Wyciągnąłem, wsadziłem poprawnie, dobrze zamknąłem. Chwila prawdy- aparat działa, klapka otwiera się bez problemów...

Przy okazji- to nie jedyna rzecz jaką potrafię wykonać jako jeden z nielicznych tutaj. Takie rzeczy jak zmiana marginesów górnych/dolnych w Wordzie czy pokazanie, że internet przegląda się wygodniej za pomocą Firefoxa/Chrome z AdBlock, Flashem i readerem PDF jest znacznie łatwiejsze niż zawalonym miliardem reklam i toolbarów IE również wchodzą w zakres tego co robię. Ostatnio jeden urzędnik krzywił się, że ma zaznaczyć na mapce pewien obszar, co mi zajęło w GIMPie dosłownie 2 minuty, a wcale się jakoś specjalnie na obsłudze programów graficznych nie znam...


___

*-żartuję, wcale tak nie krzyczał.

2 komentarze:

  1. tak sobie myślę, że powinni wszystkich zwolnic i przyjąć chętnych do pracy i wykwalifikowanych studentów :D. byłoby to z większym pożytkiem... dla większej liczny osób niż jest teraz.

    OdpowiedzUsuń