"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

poniedziałek, 16 maja 2011

Dzień dwudziesty drugi- ojeju.

Tak więc nadszedł ten dzień, kiedy musiałem otrzymać pierwszy “opierdol” w robocie. Specjalnie piszę to w cudzysłowie* bo raczej to był ochrzan, a może nawet tylko zwrócenie uwagi. Ale dotknęło mnie do żywego gdyż insynuowało mi chamstwo. Dobra, dobra, dość tych śmiechów, w otoczeniu ludzi których znam i lubię zachowuję się luźniej, ale oficjalnie w robocie nawet nie przeklinam. Serio. Więc trochę zabolało mnie, że ktoś stara mi się coś wytknąć.

Zaczęło się od tego, że przyszedł do mnie urzędnik i zaczął się do mnie zwracać starannie dobierając słowa i już czuję, że o coś chodzi, że coś jest na rzeczy. Nie lubię takiej sytuacji, wolę od razu wiedzieć o co chodzi niż słuchać wydłużającego się, choć miłego i pozbawionego złośliwości wywodu. Po chwili nerwów dowiedziałem się co jest grane. Otóż ktoś poskarżył się w formie pytania częściowo retorycznego dlaczego nie mówię mu “dzień dobry”.

Zamurowało mnie. Ja myślałem, że przez moją pomyłkę 15 rodzin wywalono na bruk, czy ktoś chce mnie pozwać do sądu, a tu taka pierdoła. Przeleciałem szybko w pamięci ostatnie tygodnie i faktycznie, kilku osobom mogłem nie powiedzieć dzień dobry lub uczynić to w taki sposób, że nie usłyszą/nie zauważą. A czemu tak robię? Już wam mówię. Otóż nie witam się z kimś, kto w danej chwili zajęty jest czymś innym, albo robię to po cichu lub tylko gestem. Nie witam się też (i sądzę, że w tym przypadku o to chodzi) z osobami, których nigdy nie poznałem i które mi się nie przedstawiły. A jeśli dobrze myślę kto mógł mieć tak ogromny problem, to najpewniej jest to urzędniczka, która gdy pierwszy raz w życiu zobaczyła mnie w pracy, zupełnie olała moją osobę i gadała z innymi w biurze. Jako jedyna nie powiedziała mi na wejściu “dzień dobry”, jako jedyny urzędnik którego poznałem nie podała mi ręki ani nie przedstawiła się. Dlatego zazwyczaj nie mówię jej dzień dobry, choć akurat tego dnia to zrobiłem. Może za cicho lub niewystarczającą ilość razy.

Co prawda nie jestem pewien, że to właśnie ta osoba i trochę mnie to nurtuje. Zastanawia mnie też, o co tak na prawdę chodzi. Dlaczego, jeśli kogoś to tak bardzo boli pierwszy nie powie mi dzień dobry i nie zainicjuje nowej, miłej tradycji? Dlaczego będąc dorosłą i zakładam, że poważną osobą nie przyjdzie z tym bezpośrednio do mnie? Czy to urzędnicze zdziecinnienie, czy może jakaś gra?

Lepiej dla tego kogoś, żeby jednak to pierwsze. Szczególnie, że jestem na bieżąco ze Sztuką Wojny Sun Tzu i Metodami Wojskowymi Sun Pin i już wiem co muszę zrobić. Wpierw zorientuję się kim jest prowodyr i rozważę jakie mogą być jego motywację i cele jakie chce osiągnąć. Następnie zacznę działać. Przy następnej takiej informacji uniosę się złością i honorem i publicznie zadam pytania z powyższego akapitu, a następnie podsumuję, że gdy jeszcze raz ktoś tak powie to niech przyślą go bezpośrednio do mnie lub wezwą mnie i rozwiążemy to na miejscu. Raz, a dobrze. Ukażę tym, że jestem gotów na agresywną konfrontację oraz że jestem strasznie pewny siebie. To powinno samo w sobie zadziałać odstraszająco, a przynajmniej zasieje zwątpienie. Jeśli jednak zostanę wezwany lub ktoś do mnie przyjdzie użyję (oczywiście przy ludziach) całej swojej kultury osobistej, spokoju i pogody ducha żeby przeprosić i przy okazji delikatnie zasugeruję, że osoba ta sama nie pali się do przełamania “impasu” i zachowuje się dziecinnie. A przede wszystkim- że to ja musiałem okazać się dorosły i poważny, czyli znaleźć właściwe rozwiązanie problemu i go pozytywnie zakończyć. Osoba ta pewnie do takiej rozmowy nastawi się jak do spotkania z agresywnym, aroganckim i pewnym siebie młodzikiem i już samo przestawienie się na inne (spokojne, rzeczowe i przyjazne) zachowanie postawi ją na gorszej pozycji. Tym sposobem zdobędę przewagę taktyczną, zyskam w oczach wszystkich i umniejszę pozycję mojego oponenta, reasumując- zwyciężę. Oczywiście sprawy dalej nie będę ciągnął, bo Sun Tzu powiedział Na wojnie chodzi o zwycięstwo, nie o upór.



_________

* taka przypowieść o tym słowie. Kolega coś tam opowiadał i wywiązał się dialog:

-...w cudzysłowie.

-Chyba w cudzysłowiu.

-A mówisz w dupie, czy w dupiu?

Jeśli czyta te moje wypociny, to serdecznie go pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. ja Ci już powiedziałam, co o tym myślę i Ty wiesz, że dla swojego dobra lepiej mnie słuchać. ;D

    OdpowiedzUsuń