"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 12 maja 2011

Dzień dwudziesty- urzędowe Archiwum X.

Czasem gdy tak sobie siedzę, bądź wędruję po urzędzie odkrywam rzeczy napawające mnie niemal niekończącym się zdumieniem. Nie, nie, nie, nie chodzi o to, że pracują. Tym z pewnością nigdy mnie nie zaskoczą. Wiele z tych zagadek wiąże się z kiblem, dlatego nie chcąc być niesmacznym ograniczę się tylko do dwóch z nich. Do toalety zazwyczaj chodzę żeby umyć ręce. Gdy wracam z trasy, czy rano przychodzę do pracy pierwsze co robię- myję ręce. To dlatego, że po drodze dotykam wielu publicznie dostępnych klamek, a jakbyście kiedyś przyjrzeli się jakie osobistości odwiedzając urząd... Wolę nie myśleć jak czyste są te klamki. Mydło w urzędzie jest fajne. Wiem, brzmi to idiotycznie, ale tak jest. Dokładnie to samo mam w domu- jak naciskasz, to robi się pianka. Co prawda ja mam w stojącej buteleczce, a tu jest przymocowane do ściany, ale nie ważne. Ważne za to jest to, że regularnie go brakuje. I nie chodzi o to, że się kończy i go nie ma- po prostu jest co drugi dzień (mniej więcej). Serio! W pierwszej chwili pomyślałem sobie- może ktoś podpierdala? No ale co drugi dzień, to by musiał każdy w urzędzie kilka raz w roku kraść mydło w męskim kiblu na moim piętrze. To nie realne, szczególnie jeśli mogą kraść na własnych piętrach, a jeśli tylko z naszego mieliby dokonywać tego precederu, to każdy z pracowników musiałby podpierdalać je średnio raz w tygodniu. Moje mikro-dochodzenie ujawniło prawdziwe przyczyny tego zjawiska. Po prostu raz mydło jest u nas, raz w damskim...

Rozwiązałem za to inną “kiblową zagadkę”. Wiem czemu w męskim tak cuchnie niemal każdego ranka, a w ciągu dnia smrodek się zmniejsza. Powód jest banalny i tragiczny- wielu użytkowników tego miejsca nie ma widać pojęcia, że pisuar też się spłukuje...

Wspomniałem już też o tym, że wychodzę. Aby sobie wyleźć z urzędu trzeba się wpisać do specjalnej książki- godzina wyjścia, powrotu, rodzaj wyjścia, gdzie się idzie no i podpis. Nie widzę w tym najmniejszego sensu głównie dlatego że nikt tego nie kontroluje. Kompletnie nikt i nigdy. Wypisuję się średnio raz na 7 wyjść bo jeśli znikam na 20 minut to nie opłaca mi się marnować czasu na głupoty. A z drugiej strony- załatwiając sprawy służbowe wskakuję czasem też do sklepu po drugie śniadanie. Już widzę jak czarownice od książeczki by na mnie patrzyły jakbym z wyjścia służbowego wrócił z głupią sałatką. To nic, że wykonując moje zadania służbowe poza miejscem pracy widzę je (i nie tylko) jak kupują sobie ciuszki i inne takie. Ale wiadomo, one muszą się odstresować od picia kawy. No i mają książeczkę wyjść u siebie. Dlaczego to zaliczam do Archiwum X? Bo trochę przez przypadek, a trochę z premedytacją przeniosłem się w czasie. Wyszedłem z urzędu o 12.55, a wróciłem o 12.30. Kompletnie nikt tego nie zauważył, co chyba nie dziwne jeśli w ciągu godziny urząd opuszcza “służbowo” nawet 20 urzędników. (O tym, że osobiście nie raz wychodząc około 10 widziałem wpisy w stylu “wyjście-10.00 powrót-15.00”, tak pracujemy do 15).

Jest jeszcze jedna rzecz, która zaprząta mój umysł niczym kamyczek w bucie. Sprawa niezwykle tajemnicze i od tygodni pozostająca nierozwiązaną. Kto, kurwa, zgasił mi światło w kiblu?

1 komentarz: