Dziś od samego rana pracowicie, od
samego rana służąc ludziom. No dobra, może nie tyle ludziom co urzędnikom.
Dzień oczywiście jak zawsze rozpocząłem leniwie, robiąc sobie herbatę.
Wyjątkowo miałem w perspektywie sam sobie ją przygotować i wreszcie wypić z
rana dobrą herbatę. Nastawiłem więc wodę w czajniku i patrząc przez okno na
śpiące miasto zastanawiałem się nad istotą zła wypatrując na niebie
świetlistego znaku wzywającego mnie do… A nie, wróć. Rozmyślałem dlaczego do
cholery urzędy zaczynają pracę o 7 rano? Osobiście wolałbym pracować od 8, albo
nawet 9, przynajmniej wieczorami mógłbym sobie dłużej posiedzieć.
Moje rozważania nad powoli
zagotowującą się wodą przerwał telefon. Szef dzwonił, co mnie mocno zaskoczyło.
W końcu od rana dziś miał ważne spotkanie z inwestorami na salce
konferencyjnej. Po wysłuchaniu jego monologu z trudem powstrzymałem śmiech.
Zatrzasnęli się i nie mogą wyjść. Zadzwonił więc po najbardziej kompetentną
osobę w tym urzędzie, czyli mnie. Ruszyłem bez zwłoki zostawiając za sobą
gotującą się wodę i już po chwili stałem pod drzwiami.
Pierwsze, co zrobiłem, to
szarpnięcie za klamkę. Drzwi nie ustąpiły, no ale warto było spróbować. Skoro
mój plan A nie wypalił, a planu B nie miałem zaczęliśmy konsultacje przez
drzwi. Zaowocowały one wspólnym wnioskiem, że muszę pozyskać klucz i spróbować
otworzyć ich od zewnątrz. Problem tylko taki, że klucz jest wewnątrz. Toteż
stwierdziłem, że pójdę po prostu po drugi i sprawa załatwiona. Z wnętrza
dobiegł mnie przerażony krzyk „NIEEEEEEEEE”. No tak, zapomniałem. Urzędnicy
boją się czegoś spieprzyć organizacyjnie. Źle wystawiona decyzja, nie trzymanie
terminów to nie problem. Problem, to wziąć nadgodziny, czy przyznać że
zatrzasnęliśmy się w biurze. Bierzesz nadgodziny, znaczy nie pracujesz wydajnie
i się nie wyrabiasz, znaczy że szefostwo musi się za Ciebie porządnie zabrać.
Nie ważne więc dotrzymywanie terminów, byleby nie zostać po pracy, nawet jeśli
samemu by się chciało. Za mało do roboty też źle, zaraz Cię wyniuchają i skoro
tak mało masz do roboty, to może by dowalić Ci coś jeszcze, albo w niektórych
przypadkach wywalić. Albo uniwersalnie opierdolić. Dlatego poza swoim wydziałem
musisz jęczeć jak jest ciężko, ile do roboty, najlepiej jak idziesz do
koleżanek na ploty wziąć jakieś opasłe tomiszcza pod pachę aby sprawiać dobre
wrażenie.
Nie wiem co złego wyniknęło by z
faktu, że ktoś zatrzasnął się w sali konferencyjnej, ale uniwersalnego
opierdola nie można wykluczyć. No niech im więc będzie, ale jak w takim razie mam
ich odkluczyć nie mając klucza? Muszę zdobyć klucz, który oni mają w środku.
Moim zdaniem sprawa jest prosta. Wyjdę na zewnątrz, a oni mi ten klucz
najzwyczajniej w świecie wyrzucą przez okno. Wysoko nie jest, nic się nie
stanie, dam radę chyba złapać, a nawet jak nie to co z tego? Spadnie na
podwórze urzędowe, zero ruchu pieszego czy kołowego. Ale nie, ze środka
dochodzą negatywne wibracje i słowa, że tak tego nie zrobimy. I to nie, bo nie,
jak zwykle bez konkretów czy argumentów.
Ok, niech wam będzie, to jak mi
podacie ten klucz. Przez drzwi. O, wy magicy, przepchniecie przez drzwi? Nie,
przepchną szparą, na siłę, między dwoma połówkami drzwi. Jak chcecie, pchajcie,
choć mam dziwne przeczucie, że… No właśnie. Klucz spadł w szparę między
drzwiami na sam ich dół, czyli tam gdzie ozdobne elementy ją przysłaniają. Ja
nie mogę go wyciągnąć, oni także. Gratuluję, mózgowcy. Szarpią, walą w te
drzwi, nic się nie daje. Mówię więc, żeby przestali bo zaraz je połamią i wtedy
dopiero będą jaja. Niech spokojnie czekają ja zaraz wrócę. I nie, nie idę po
zapasowy klucz.
Zszedłem sobie spokojnym leszczem
do warsztatu, wygrzebałem skądś śrubokręt i wróciłem pod drzwi. Ostry koniec
wepchnąłem w szparę między drzwiami i po chwili zręcznej manipulacji nadziałem
nań kółeczko od kluczy wyciągając je na światło dzienne. Wsadziłem w dziurkę,
przekluczyłem i proszę, są wolni. Co prawda byliby już dawno gdybym poszedł po
zapasowy albo wyrzucili swój przez okno, no ale mi jakoś też specjalnie nie
zależało żeby szybko wrócić do biura. Szczególnie, że po powrocie zobaczyłem
moją herbatę znów zalaną do pełna i znów śniadanie popijałem lurą bez smaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz