Pracuję sobie powolutku i
spokojnie, co będę się przemęczał? W tydzień przejrzałem wszystkie ustawy i
mniej potrzebne książki na temat i już wiem mniej więcej czym nowy wydział się
zajmuje. Nie wiem jeszcze, czym będę zajmował się ja, ale spokojnie na wszystko
przyjdzie czas. A zanim on nie nastąpi dziurkuję, zszywam, epsonuję i układam
dokumenty. Odbieram też telefony, których na szczęście jest bardzo mało.
Właściwie dwa, oba krótkie.
Pierwszy, to ktoś z urzędu naszego
do nas dzwonił, kulturalnie odebrałem, przedstawiłem siebie i wydział, a w
słuchawce usłyszałem tylko „Ja pierdolę, gdzie ja dzwonię? Trzask.
Bip-bip-bip.” Drugi dzwonił do mojego szefa, z pewnością zrobiłem dzwoniącemu
niespodziankę, gdy upuściłem słuchawkę, która wpierw pieprzła w blat, a potem
przeszorowała po nim ciągnięta kablem.
No cóż, wypadki chodzą po ludziach.
Jednym z takich wypadków, jak mi się wydaje, są harpie z organizacyjnego. Tam
coś załatwić to cud i to chyba niezależnie od urzędu. W moim trzeba być
maksymalnym cudotwórca o czym może już wiecie z wcześniejszych notek. Dziś
przed końcem roboty też zadzwonił telefon, który odebrałem a jedyne co
usłyszałem to „do mnie”. Nawet się przedstawiać nie musiała, tylko jeden
wydział tak formułuje swoje myśli, jakby przerzucenie się na chwilę z Czarnej
Mowy na ludzką było dla nich zbyt wielkim wyzwaniem. Ruszyłem więc czym
prędzej, żeby nie drażnić smoka i mieć to jak najszybciej za sobą. Swoją drogą,
ciekawe czego mogłyby ode mnie chcieć? Może powinienem zabrać ze sobą choć nóż
do kopert? Jeśli mam zginąć, to przynajmniej z imieniem Odyna na ustach jedną
pociągnę ze sobą wbijając ostrze między łuski, a gdy szpony reszty mnie
rozszarpią obudzę się przed drzwiami Walhalli, gdzie do Ragnaroku będę ostro
imprezował.
Tym razem szczęśliwie obeszło się
bez ofiar. Miałem jedynie złożyć swój autograf na 3 kartkach, każda z nich
zawierała dwie pieczątki, datę i jedno zdanie. Nie marnowałem czasu na
czytanie, lepiej się stąd jak najszybciej zwiać i już po chwili zamykałem drzwi
z moim egzemplarzem w dłoni. Ok., czas na zapoznanie się, wcześniej nie miało
to sensu. I tak mój wybór ograniczał się do „podpisz” lub „dostań opierdol i
podpisz”. Szybko przejrzałem więc świstek i oczom swym przepięknym nie wierzę!
Hosanna na wysokości! Dostałem nagrodę pieniężną! Jakąś 1/3 mojej skromnej
bieda-pensji. Czy wygrałem loterię urzędową? Nie, to z okazji Mikołajek.
Ciekawe czy trzynastkę dostanę…
To jest właśnie plus pracowania w
urzędzie- stałe i pewne wynagrodzenie. Nie ważne co robisz, nie ważne jak to
robisz, co miesiąc na koncie czeka wypłata a od święta też nagroda. Pewnie już
o tym pisałem ale warto przypomnieć- o pomoc socjalną piszą nawet szefowie
mojego urzędu, mimo że zarabiają jakieś 6-8x więcej ode mnie. Teraz nagrodę na
Mikołajki oczywiście również dostali, oczywiście również jako pewien procent
swoich pensji, oczywiście również z naszych podatków. Sporo urzędników dla
takiego spokoju jest w stanie rzucić inną, nawet lepiej płatną pracę, co mnie
osobiście trochę dziwi.
Jednak z drugiej strony, wielu z
nich robi też coś „na boku”. Chyba 1/3 urzędu oprócz zarobków tutaj ma jeszcze
jakąś prywatną działalność. Niechby to było sprzedawanie wyrobów Avon, jak niedawno
pisałem, ale jest. Inni lepiej się ułożą i zarobki w urzędzie to 1/3 czy ¼ ich
ogólnych zarobków. Ale to część pewna, comiesięczna z opłaconym ZUSem i resztą
świadczeń. Czyli jak sami już pewnie zauważyliście- opłacalna.
Nie każdy tak robi, niektórzy tutaj
uważają, że Ci co mają inne zarobki jeszcze na boku nie powinni w urzędzie
pracować. Coś w tym jest, ale jak porównam sobie wszystko na spokojnie, to już
zaczynam myśleć za co jeszcze się zabrać lub gdzie bogatą żonę znaleźć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz