"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

piątek, 17 stycznia 2014

Dzień sto pierwszy- powietrznodesantowy.

Taki żarcik “branżowy” z tym tytułem. Poza tym marzy mi się reko tej jednostki z czasów wojny wietnamskiej. Może za jakiś czas. Teraz jednak miałem okazję skosztować profesjonalnego wosjkowego ostrzału na jednej naradzie, na którą Szef pociągnął mnie ze sobą. Posiłkując się porównaniem do Wietnamu, to tak jakbym poszedł w dżunglę do vietcongu bez broni. Za to z pralką.
Siedzimy tam, patrzę wokół stołu, połowa w mundurach, okna w środku dnia szczelnie pozasłaniane, na stołach sterty papierków. Podpisujemy się i zaczynamy naradę. Tłumaczymy już sobie i omawiamy różne rzeczy, raczej niekoniecznie dla postronnych, choć i potworne tajemnice to nie były. Mimo to w pewnym momencie jeden z poruczników patrzy na mnie i pyta mojego Szefa:
-A pan młody urzędnik to dopuszczenia do tych materiałów posiada?
Zapada grobowa cisza. Wzrok wszystkich uczestników pada na mnie. Zaczynam się powoli denerwować, robi mi się coraz cieplej. A Szef na to:
-Heh.
I uśmiecha się głupkowato pod nosem patrząc na trzymany przez siebie długopis. Porucznik wyraźnie zdenerwowany podnosi głos:
-No ma czy nie ma?!
Nie czekając na odpowiedź włącza się kolejny wojskowy:
-Szefie, kurwa, za to jest 5 lat.
Teraz ja nie wytrzymuję i również już zdenerwowany sam odpowiadam:
-Tak, mam wszystkie potrzebne dopuszczenia, po naradzie mogę je wam przefaksować.
Atmosfera się trochę rozluźniła, ale porucznik pyta jeszcze:
-To czemu nie usłyszałem tej odpowiedzi od Szefa?
I co on na to?
-No.
I dalej głupawy uśmieszek... Czy ten facet jest idiotą? Mi tu właśnie grożą odsiadką, a jego jedyna reakcja to śmieszki pod nosem. No cóż, takie życie. Kontynuujmy więc naradę. A na niej dowiadujemy się kilku ciekawych rzeczy, które troszeczkę mogą popsuć nam plany. Ale to jeszcze nie jest pewne, więc mamy zostać po spotkaniu i nam sprawdzą, czy jest ok, czy do poprawki.
Narada trwa w najlepsze, aż nagle Szefowi dzwoni telefon, a wiedzieć musicie, że dzwonek ma ustawiony taki, że “Ona tańczy dla mnie” przy nim brzmi niczym najlepsze dzieła Mozarta, Straussa, Bacha i wielu innych naraz. Wyszedł z sali, niestety niewystarczająco szybko, żeby nie narobić innym śmiechu, a mi wstydu. Po chwili wraca i z przerażeniem malującym się na twarzy mówi, że będziemy zaraz musieli wracać do pracy.
Czas mija, on się wierci i co chwilę zerka na telefon. Ja przez to zaczynam się stresować, co się stało w Urzędzie, że tak pilnie musimy wracać. Nigdy wcześniej coś takiego nie miało miejsca, więc o co chodzi? Wreszcie przed końcem spotkania się podnosi i mówi, że idziemy. Wybiega z sali, ja idę za nim i pędzimy do drzwi. Wreszcie nie wytrzymuję i pytam:
-Co się stało w Urzędzie, że tak nas ściągają?
-W Urzędzie? A nie, nic. Muszę jechać, bo będą mi montować kanalizę na budowie. Także idź z powrotem do Urzędu, a jakby co powiedz, że pojechałem załatwiać cośtam.
I biegnie świńskim truchtem w siną dal. Trudno, wracam do swojego biura, takie życie. Idę więc z powrotem do swojego biura myśląc, jakie grzechy popełniłem, że tak jestem karany.
Minął dzień. Minęła również noc. Kolejnego ranka przychodzę do roboty, pełen sił i chęci, z nowymi zapasami energii do znoszenia wszelkich głupot, jakie z pewnością napotkam na swojej drodze. A pierwszą z nich jest Szef, który już od rana w ekscytacji drze ryja do równie zbulwersowanego Dziada:
-I wyobraź sobie, że się coś zmienia, kurwa, a oni nawet sami nie wiedzą co i nikt nic nie wie, nikt nic nie powiedział co i jak zmienić, czy dobrze, czy źle. No nic, co za głupki jedne.
-Ale Szefie, przecież mieli nam wytłumaczyć wszystko i sprawdzić, ale wcześniej wyszliśmy.
Cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz