"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 24 lipca 2014

Dzień sto dwudziesty ósmy- ochrona.

Wiecie co urząd wie o Was? Wszystko. A jeśli z tego zbioru wyłączymy NSA to trochę mniej, ale ciągle dużo. Wszelkie Wasze dane- imiona, nazwiska, adresy, telefony, małżonkowie, dzieci, rodzice, zarobki, nieruchomości, samochody i sporo, sporo innych rzeczy. Ogółem rzeczy, które lepiej, żeby jak najmniej ludzi wiedziało. Nie wiem czy jesteście fanami nocnych głuchych telefonów. Ja nie.
Na szczęście są odpowiednie przepisy, które określają jak chronić te dane. Jest tego trochę, więc nawet nie myślę o tym, żeby zacząć to wymieniać. Grunt, że postanowiono zrobić nam z tego szkolenie. Tak, żeby każdy w Urzędzie wiedział co i jak.
Szkolenie jak szkolenie, typowe dla nas. Każdy dostał kartki z wydrukowaną prezentacją z PP, a prowadzący po prostu je przeczytał. Pytań nie było, bo i nie mogło być. Ogółem jednak było wystarczająco proste (moim zdaniem) i dość ciekawe słuchać o rzeczach, których nie robi właściwie nikt w żadnym urzędzie, który znam. Okazuje się, że postanowiono to na nas wymusić.
Przede wszystkim hasło do komputera- w moim wydziale tylko ja mam je ustawione. I to muszę nieskromnie przyznać, że dosyć mocne. Reszta? Nic. Zresztą z tego co wiem, to podobnie sytuacja wygląda u większości. Teraz będzie systemowo wymuszone posiadanie hasła i zmiana go każdego miesiąca. Dziad słysząc to zbladł.
Więcej- od teraz zwykła sieć ma być zlikwidowana i wymiana plików między komputerami wewnątrz urzędu także będzie szyfrowana i w odpowiedni sposób rejestrowana, żeby w razie potrzeby móc odtworzyć co, gdzie, kiedy i z kim. Dziad aż się osunął, gdy dotarło do niego, że to pewnie koniec przesyłania sobie z kolegami w czasie pracy zapisanych stron o chorobach.
Dalej- podłączać będzie można tylko pendrive, które będą dopuszczone do użytku w Urzędzie. Teraz to już jęknęli i Dziad i Szef- jak będą sobie zgrywać zdjęcia z wycieczek, jakim sposobem otrzymywać będą dokumenty, które powinni sami tworzyć, ale są zbyt leniwi i wolą ściągnąć i podstawić dane.
Oprócz tego- obowiązuje całkowity zakaz wynoszenia dokumentów z Urzędu. Dziad się prawie na podłogę osunął. Czyżby to koniec brania dokumentów do zaniesienia jako wymówki do poszukiwania najtańszych kurzych stópek w mieście?!
Całości obrazu tragedii i rozpaczy dopełniło przypomnienie, że dokumentów nie należy zostawiać bez opieki i nadzoru. Czy to znaczy, że Dziad nie będzie już mógł kłaść papierów na parapecie okna w korytarzu podczas gdy sam idzie się odlać?
Tyle pytań, tyle wątpliwości, których szkolenie nie rozwiało. Dziad już złorzeczy, że niczego nie wie i powinni zrobić szkolenie do szkolenia.
Tymczasem o ochronie, ale własnego życia, powinien zacząć myśleć Szef. Szczególnie po tym, jak zadzwonił do mnie z samego rana. Doszedł do wniosku, że koniecznie musi powiedzieć mi, że na dzisiejsze 15 minutowe spotkanie ze sprzątaczkami z jednej ze szkół nie mam zakładać trampek. Tylko to. Z samego rana. Dokładnie 271 kurw później zadzwonił budzik. Nadszedł czas wstawać do pracy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz