"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 10 lipca 2014

Dzień sto dwudziesty szósty- Kółko Różańcowe Kontratakuje.

Ucichło o nim, może nawet zapomnieliście albo myśleliście, że rozeszło się po kościach. Nic z tych rzeczy! Czekałem po prostu, aż głupoty z nim związane się bardziej skumulują, żeby wydalić je w jednej części, zamiast kilku fragmentach. Przepraszam za niesmaczne skojarzenia.
Nowy Dziad wpierw znienacka zaatakował nasz “dział IT”. O ile Szef wszystkich Szefów nie da się już nabrać na jego sztuczki, tak samo jak wszyscy jego zastępcy i sekretarki, o tyle informatycy żyli w błogiej nieświadomości. Bo w sumie po co mielibyśmy ich ostrzegać. Teraz już wiemy.
Odbieram telefon.
-Wydział…
-Dzień dobry panie Młody, Stary Dziad z tej strony, czy mógłby pan coś dla mnie zrobić?
-Dam Szefa.
To jedyne, co mogę dla niego zrobić. Jednak po chwili ich rozmowy okazuje się, że muszę więcej.
-Młody, idź do informatyków, weź od nich i zanieś Nowemu Dziadowi na spotkanie do Biblioteki.
Co się okazało- poszedł do naszych kochanych “IT” i powiedział, że przychodzi od nas i Szefa wszystkich Szefów i mają mu zrobić i wydrukować zaproszenia. Co oni bez pytania zrobili- tak ciężko do nich trafić, że nikt z zewnątrz w teorii nie powinien być w stanie, więc po co w ogóle dzwonić i pytać kogokolwiek czy mają robić.
Teraz ja wziąłem te zaproszenia i musiałem z nimi drałować do Biblioteki, w której zorganizowali sobie spotkanie swojego kółka różańcowego. Gdzie okazało się, że zrobić mam jeszcze więcej. Poczekać aż je wypisze i dostarczyć do kilku osób w Urzędzie. Trudno. I tak muszę wrócić.
Minęło kilka dni i Nowy Dziad znów się u nas pojawił z pozostałymi zaproszeniami. Żeby je mu wypełnić. Hahahaha, dobry żart.
-Młody, nie wiem z czego się śmiejesz, ale tu masz i wypisuj.
Już miałem powiedzieć “sam se wypisuj”, gdy dodał
-Ja wypiszę drugą połowę.
Zabrakło mi słów, poza tym nadal nie doszedłem do momentu, w którym zrobię Szefowi awanturę przy ludziach z zewnątrz. Zabrakło mi kilku zaproszeń, ale się tym jakoś specjalnie nie przejąłem. Za to Nowy Dziad zmierzył mnie, jakbym właśnie oznajmił, że zaiwaniłem mu portfel. Tym też się nie przejąłem, kij mu w krzyż, bo w oko to za wysoko, a w… Nie ważne. Ważne, że z zaproszeniami do innych urzędów drałować ponownie musiałem ja.
W tym momencie moja wytrzymałość była poważnie już nadszarpnięta. Przynajmniej w przeciwieństwie do Szefa nie musiałem leźć na walne zgromadzenie Kółka Różańcowego. Gdzie, jak się potem dowiedziałem, zgodził się być protokólantem. A teraz ten protokół trzeba przepisać na czysto na komputerze. Szczęściem i wyjątkowo miał to robić sam Szef. Głównie dlatego, że z jego pisma nikt wliczając w to go samego, nie jest w stanie się rozczytać. Pech chciał, że w dzień, kiedy Nowy Dziad miał przyjść nadzorować ten proces, Szef biegał gdzieś po Urzędzie, a do tego zadzwonił telefon z biura podawczego.
-Jest tu pan, który domaga się PILNEGO widzenia z Szefem. Ma tu zejść NATYCHMIAST.
Szefa nie ma. Chwytam za telefon, dzwonię do niego, żeby szybko go ściągnąć na dół, bo nawet nie wiem o co chodzi. Po 30 minutach wraca Szef. W podawczym był Nowy Dziad, który chciał tylko przekazać, że dziś nie ma czasu.
Wieczorem tego dnia odebrałem kolejny telefon od Szefa. Z mega pilną i istotną informacją, że na resztę tygodnia bierze urlop. Dziad już o wszystkim wie i załatwi z kadrami, a do mnie dzwoni, bo dzwoni. Dzięki. Mógł zamiast do mnie dzwonić do Nowego Dziada, który następnego ranka stawił się w biurze wielce zdziwiony moją informacją, że Szefa do poniedziałku nie będzie. Zadzwonił więc do niego, ten kazał przekazać słuchawkę mi i teraz to ja będę przepisywał protokół.
Jak już wiecie, nie jestem w stanie się doczytać Szefa. Nowy i Stary Dziad też nie mogą. Nikt nie może. Średnio 70% każdego zdania jest nieczytelne. “Bogdan powiedział coś tam coś tam, coś tam jeszcze, jeszcze trochę bazgrołów.” Piszemy od nowa. W sensie, ja piszę, gdyż jest mi dyktowane. Jeśli faktycznie to wszystko tam się wydarzyło, to myślę, że Hollywood powinno się zainteresować tą historią. Ja osobiście nie pytałem i nie zmieniałem niczego, poza nie zapisaniem punktu, w którym jest mowa o moim członkostwie.
Koniec. Nic więcej dla Kółka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz