"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 16 października 2014

Dzień sto trzydziesty dziewiąty- u Szefa wszystkich Szefów.

Sprawa się rypła. Po latach pisania odkryli kim jestem i zostałem wezwany na dywanik do Szefa wszystkich Szefów. Powiedział, że jest moim fanem.
Żartuję. Na szczęście ciągle jestem w głębokiej konspiracji i nic nie wskazuje, żeby ten stan rzeczy miał się zmienić. Dobrze. Bardzo dobrze. Co nie zmienia faktu, że u Szefa wszystkich Szefów byłem wraz z Szefem, a sprawa jak łatwo się domyślić dotyczyła kwestii magazynu.
SwS (jak będę sobie pozwalał nazywać Szefa wszystkich Szefów, głównie żeby uniknąć powtórzeń) to facet w sile wieku, dość energetyczny i jak dla mnie całkiem kompetentny. Chyba nie tylko dla mnie, skoro tkwi na swoim stołku od jakichś 20 lat. Niestety nie współpracuję z nim zbyt często, bo i co on może od takiego żuczka jak ja chcieć. Czasem coś chce, czasem ma jakieś pytanie i to wszystko. Nie bywam więc często na salonach, co raczej zrozumiałe, ale z drugiej strony nie jestem kretynem, a przynajmniej za takiego się nie uważam, więc nie mam problemów z właściwym zachowaniem się na tych salonach.
Co innego mój Szef. A niestety właśnie jestem skazany na wizytę u Szefa wszystkich Szefów z moim bezpośrednim przełożonym.
Podejście pierwsze. Odwołane zaraz gdy się pojawiło, Szef doszedł do wniosku, że mamy za mało papierów i wpierw trzeba pogadać ze wszystkimi dookoła, bo przecież SwS lubi dowiadywać się ostatni (bynajmniej!).
Podejście drugie. Typowe dla Szefa ruszenie na gwałt. Wbijamy więc do sekretariatu po drodze sprawdzając przez okno czy samochód Szefa wszystkich Szefów obecny jest na parkingu. Niestety na dachu nie miał napisane, że za chwilę zaczyna konferencję prasową, w kolejce czekają już trzy osoby, a kalendarz ma zapchany na cały dzień. Wracamy.
Podejście trzecie. Sekretarki same dzwonią, że w teorii SwS ma teraz trochę czasu. No ale akurat mój Szef postanowił wybyć na prywatną wycieczkę krajoznawczo-turystyczną po okolicznych mięsnych. Powiedziałem, że jak go zgarnę to zadzwonimy czy można wpaść. Zgarnąłem. No ale po co dzwonić, biegnijmy czym prędzej.
Wchodzimy do sekretariatu:
-Jest sam u siebie?
-Tak.
I już chwyta za klamkę i wbija do gabinetu. Ja zazwyczaj pytam jeszcze sekretarek czy mogę wejść, a one czasami dzwonią spytać, no ale ja nie wiem “jak jest”. Szef wszystkich Szefów ewidetnie w środku jest zajęty czymś innym, zdecydowanie ważniejszym, pewnie Facebook. Wnioskuje po tym, że mój Szef pyta “niezbyt dobry czas, co?” Dlatego też prowizorycznie trzymam się jeszcze poza gabinetem. Jak niezbyt dobry, to pewnie mamy spierdalać, ale mój przełożony już macha na mnie łapą, żebym wszedł. Faktycznie Facebook.

-SzefieWszystkichSzefów PrzychodzimyWBardzoWażnejIPilnejSprawieDostaliśmyTakieRachunki…
No szybciej i mniej wyraźnie się tego powiedzieć nie dało.
-Pokaż - pogrubione będzie SwS.
-ToZaPięćLat
-A właściwie za ten i poprzedni rok - pochylone będzie moje.
-Na podstawie jakiej umowy to jest?
-No mieliśmy taką umowę, że...
-...że nie mieliśmy, na japę się umawialiśmy.
-To chyba go pojebało?
-Nie no, bo on nam za darmo.
-Pojebało [fun fact- SwS jest mocno skłócony z kolesiem mającym ten magazyn], ale już jest odkręcone.
-Dobra, nic nie płacić. I o co chodzi?
-Bo teraz jest nowa umowa.
-I ile musimy zapłacić?
-Jeszcze nic, właśnie chodzi o to, że on chce podpisać umowę na Xk rocznie.
-Ale to i tak nie, bo magazyn i można dokończyć tylko trzeba dyrektora X pogonić i…
-Co?
-Nie ma sensu płacić, możemy wykończyć jeden z naszych obiektów, remont pochłonie ok 2-3 letni koszt wynajmu i będziemy na swoim.
-Ok, pogadamy o tym w środę o dziesiątej.
W tym momencie odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do drzwi, zatrzymując się przy nich, żeby kurtuazyjnie przepuścić mojego Szefa. Tymczasem on jeszcze nawija do Szefa wszystkich Szefów.
-No bo jak to, to musimy tego tam dyrektora…
-Środa o dziesiątej.
-Bo wiadomo, musimy trochę tak porobić, żeby…
-ŚRODA O DZIESIĄTEJ!
-Dziękuję, do widzenia.

Wychodzimy wreszcie. Zastanawiam się, jak można tak bardzo nie wyczuwać intencji rozmówcy. Ciekawe czy jest z siebie zadowolony?
-Ok, dobrze mi poszło, nie?
-...

2 komentarze:

  1. Ubawiłem się. Wesołe jest życie urzędnika:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najzabawniejsze jest ostatnie zdanie Twojego Szefa :)) Podziwiam samozadowolenie, podziwiam...

    OdpowiedzUsuń