"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 4 grudnia 2014

Dzień sto czterdziesty szósty- czasem człowiek musi, inaczej się udusi.

Bo śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej. Ja niedługo zacznę. Wpierw jednak będę chlał na umór, a gdy już się narąbię jak Messerschmitt, to dam pokaz wokalizy. Nie dziwi mnie już nawet w najmniejszym stopniu, że poprzedni dyrektor tego wydziału był alkoholikiem.
Dlatego ja muszę z siebie wyrzucić co mnie irytuje w mojej pracy, zanim się uduszę. Własnymi rzygowinami po zachlaniu w trzy dupy. Bez tych tradycyjnych podśmiechujek, że Dziadowi wali śniadaniem z japy, a Szef ma braki w mózgu i nie tylko. Nie, nie. Tym razem będzie o tym co poważnie i w kwestii merytorycznej mnie uwiera w dupę.
Wypłata. Mówi się, że człowiek jest w stanie zrobić wszystko dla pieniędzy, nawet pójść do pracy. Ja chodzę i nadal nie wiem, co zrobić, żeby te pieniądze mieć. Miesięcznie mam bardzo blisko do najniższej krajowej, o wiele, wiele bliżej niż średniej. Nie narzekałbym, gdyby to wyglądało tak, że robię to, za co mi płacą. Ale nie- wyręczam Dziada, wyręczam Szefa, pomagam w iluś innych wydziałach. Dodatkowo- odpowiadam za magazyn ze sprzętem za ładny milion plnów, podpisuje odbiory sprzętu o wartości X tys. czy nadzoruje remonty i budowy za XX tys. To wszystko robię będąc zatrudnionym na stanowisku “sekretarka” i otrzymując najniższą wypłatę w Urzędzie (nie licząc ludzi na stażach, co robią dokładnie za najniższą). I najśmieszniejsze. Moja umowa o pracę: “stanowisko: sekretarka”. Mój zakres obowiązków: “stanowisko: magazynier/pracownik ds. technicznych”. Dymanie bez wazeliny na 100%, bo gdybym miał umowę na stanowisko takie, jakie przy zakresie obowiązków, to musiałbym ok 500-1000 złociszy więcej zarabiać. Co najmniej.
Czytałem ostatnio książkę, w której bohaterowi wręcz z radością chodzili do pracy. Pominę, że robili to co lubią, czy dostają odpowiednie wynagrodzenie, ale też sami zajmowali się swoją działką, podejmowali decyzje, a szef dażył ich zaufaniem (“Nielegalni” Severskiego). U mnie tego nie ma. Mam swoją działkę, co możecie wywnioskować po zakresie obowiązków, ale nie mogę podjąć jakiejkolwiek samodzielnej decyzji. Jadę do magazynu ze sprzętem i mam ofertę wymiany urządzenia na nowsze zupełnie za friko. Biorę. Czy dostaję pochwałę? Nie. Awanturę. Dlaczego podjąłeś sam decyzję? Dlaczego nie zadzwoniłeś? Co jak nas oszukają? To nic, że w magazynie stoi nowy sprzęt prosto z fabryki, za który nie musieliśmy zapłacić ani grosza.
Podobnie sprawa wygląda z pisaniem pism. 90% tego, co tworzy się w Wydziale powstaje na moim komputerze. Myślicie, że kiedykolwiek napisałem pismo, w którym nie byłoby jakiegoś błędu? Nigdy. ZAWSZE jest coś źle. Zawsze. Muszę poprawić szyk zdania, czy chociaż odległości między wierszami. Cokolwiek, byle by było do poprawy. I nie mam nawet co myśleć, że cokolwiek zrobię sam bez ciągłej kontroli każdego kroku. Zasada jest prosta- jak trzeba zapierdalać to jestem odpowiedzialny, jak trzeba brylować podjętymi decyzjami, to jestem tylko sekretarką.
Jednak to co najbardziej doprowadza mnie do nerwicy i szaleństwa to kompletny brak kompetencji. To nie jest tak, że oni coś tam potrafią. Coś tam, każdy potrafi, nawet posłanka “coś tam coś tam”, ale mówimy o pracy. Nic nie potrafią i nic nie wiedzą. Nie potrafią zapamiętać jakie pieczątki stawia się na którym dokumencie, nie wiedzą jak napisać pismo, nie wiedzą jak zaadresować kopertę. Nie wiedzą nawet jak maksymalizować zminimalizowany wcześniej program. Tak, chodzi o kliknięcie go na pasku. Nie potrafią robić nowych dokumentów, folderów, ustawiać marginesów. Kompletnie wszystko trzeba robić za nich, gorzej niż z małymi dziećmi. Niczego się też nie uczą, jak wołają mnie, że coś trzeba zrobić, to pierwsze co sami robią, to ucieć jak najdalej, żeby przypadkiem nie zobaczyć, jak to się robi. Wcześniej pracowałem z jedną urzędniczką, która z powodów zdrowotnych zapomniała większość rzeczy dotyczących bardziej zaawansowanej obsługi komputera (w warunkach urzędowych to np. kopiowanie tekstu). Posiedziałem z nią trochę i dziś znów robi to sama. Czyli jednak się da. Tylko nie u mnie.

3 komentarze:

  1. Też pracuję w urzędzie miasta... Jak dostaję wypłatę to nie wiem czy śmiać się czy płakać... 1800 zł brutto (na konto wpływa niespełna 1300 zł....) A dwa fakultety zrobione. ciągle szukam czegoś innego. pozdrawiam, trzymaj się

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam ten ból - co prawda pracowałam w sektorze prywatnym, ale sytuację miałam niemal identyczną. W umowie: pomoc biurowa, wpływu na konto nieco ponad tysiąc PLNów. Zakres obowiązków obejmował, poza tymi w umowie, między innymi rekrutację pracowników, zawieranie umów, reprezentowanie Firmy w różnorakich nudnych urzędach, w pewnym momencie wepchnęli mi też ubezpieczenia pracowników i negocjowanie z agencjami reklamowymi. Oczywiście - żadnej decyzji nie mogłam podjąć autonomicznie, robiłam za chłopca na posyłki. A Szefowa była wyjątkowym ewenementem - bo żeby mieć pół mózgu i jeszcze go nie używać, to naprawdę jest coś.
    Teraz pracuję fizycznie i przez 15 dni w miesiącu wyciągam więcej niż za biurkiem, mam dużo wolnego, nie stresuję się i do tego schudłam. Same plusy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam podobnie... Pracuje w urzedzie juz lat naście a wciąż wierzę że te barany się zmienią... Jestem od wszystkiego, tzn zaczynałam normalnie ale przecież nie umiem siedzieć cicho i jak mam jakiś pomysł na tzw. Usprawnienia to lece do szefa i jakoś tak późnoej już zostaje moim obowiązkiem... Większość zaś hołduje nastawieniu " lepiej się nie wychylać..." Najgorzej że takich szefów i dziadów u mnie też nie brakuje... Pozdrawiam łącząc się we frustraci i bólu. Jeden plus u mnie to że kocham tą robotę i mam zaj...y sprzęt 😊

    OdpowiedzUsuń