"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 9 kwietnia 2015

Dzień sto sześćdziesiąty trzeci- dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze.

Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Wszystko idzie do przodu, a mimo to nie jest tak dobrze, jak być powinno. W sumie nie wiem jak Wy, ale ja mam takie podskórne uczucie, że powinno być znacznie lepiej niż jest i byłoby, gdyby ten kraj był normalnie zorganizowany.
Zobaczcie po poprzedniej notce. Na jednym urzędzie mają już 3 urządzenia więcej do sprawdzenia, które dodatkowo oficjalnie nie istniały. Pewnie jakby sprawdzić to z jednego województwa by się zebrało tyle nieistniejących urządzeń wożonych do sprawdzenia, że spokojnie mogliby zmniejszyć zatrudnienie nie potrzebując aż tylu mocy przerobowych.
Albo dlaczego w Waszym mieście ciągle brakuje pieniędzy mimo, że podatki i opłaty ciągle rosną? Wiecie czemu? Bo państwo Was dyma bez wazeliny i w tym wypadku jedziecie na jednym wózku z urzędnikami z Waszych magistratów. Jest coś takiego jak “zadania zlecone” jednostkom samorządu terytorialnego. To rzeczy, które wykonują w imieniu i na polecenie państwa i państwo ze swojego budżetu ma obowiązek za to płacić. Ale nie płaci. Przynajmniej nie całość, rekordziści dostają zaledwie 20% kwot, które dostać powinni. Norma to 50%. Resztę trzeba dołożyć z własnej kieszeni. Problem jest taki, że te zadania to ogromna część budżetu np. miasta. Spokojnie więc miasto zamiast robić swoje rzeczy musi przeznaczyć ¼ budżetu na zasypywanie tego, co z Warszawy dać powinni, a nie dają. A żeby było śmieszniej, to zazwyczaj urzędy same nie wiedzą, które zadania są zlecone i ile pieniędzy powinny dostawać. Dopiero niedawno zaczęły się stawiać. Z tego co kojarzę, bliski mi z różnych powodów Poznań, poszedł z tym do sądu i wygrał. I zanim zaczną się rodzić w głowach myśli karzące nazwać pewnego ważnego polskiego, a dziś ważnego europejskiego polityka męskim organem rozrodczym, to dodam, że ta sytuacja trwa od lat .90.
Dlaczego więc wszyscy nie idą do sądu, choć mają ku temu podstawy i jest się o co bić, bo tak jak pisałem miasto, które teraz ma budżet 100 mln rocznie, mogłoby mieć 125 mln. Odpowiedź jest żałośnie prosta. Bo wszyscy się boją podskakiwać. Mało kto ma ochotę iść do sądu z urzędem nadrzędnym, bo zaraz, zupełnie przypadkiem i w ogóle bez związku ze sprawą, pojawią się kontrole. A Polskie prawo, mam wrażenie, tworzone jest w taki sposób, żeby w razie potrzeby zawsze znaleźć czyjeś niedociągnięcia. Jest więc źle, ale nikt z tym nic nie robi, żeby przez to, że jest źle samemu nie wpaść i kombinuje jak koń pod górkę, żeby tylko jakoś to wszystko tak zakręcić, żeby jakoś to było.
Mój Urząd właśnie podjął męską decyzję, że do sądu jednak pójdzie. Całe szczęście, oby więcej było odważnych. Tylko teraz narodził się problem. Ile my właściwie na te zadanie wydajemy? Wiemy, ile dostajemy, bo przychodzi przelew. Ale jakie są realne koszty poza tym, że duże? Oczywiście nie bylibyśmy Urzędem, gdyby sprawy finansowe załatwiał wydział finansowy czy skarbnik. W związku z czym policzyć to mają same wydziały i poinformować finanse. Więc wszyscy zaczęli się zastanawiać jakie są właściwie zadania zlecone i co liczyć. Jestem pewien, że Google tego dnia zarejestrowało dziwne zakłócenia wyszukiwania, gdy po raz pierwszy suma zapytań z Urzędu dotyczyła w większości terminów służbowych, a nie plotkarsko-zakupowych.
U mnie w biurze też wysiłek intelektualny polegający na zliczaniu wydatków. Różnice w metodologii ogromne, jako jedyny wbijam sobie wszystko w Excelu używając kilku prostych formuł zamiast liczyć na kartce.

Jeśli jesteście ciekawi, wyszło nam jakieś kilkaset tysięcy rocznie kosztów, z czego ¼ to pensje Dziada i Szefa (bez wliczenia socjalu, premii i trzynastek). A to około ⅔ tego co dostaje Urząd na zadania zlecone, a mój wydział ma najniższe wydatki z tych wszystkich, których to dotyczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz