Dzisiaj trochę inaczej, bo nie chce mi się pisać notki. W sensie- nic się nie wydarzyło szczególnego, a na siłę wymyślać rzeczy nie będę. Więc kilka złotoustych przemyśleń mojego przełożonego z kontekstem. A skoro już będą cytaty to akurat wpadła mi to akurat wpadła mi nuta idealnie związana tematycznie.
Pewnego razu siedzieliśmy siłą rzeczy i niestety z nim w biurze rozmawiając o jakichś pierdołach związanych z pracą. A właściwie o nią bóldupił. Ściął się z kimś z Urzędu odnośnie wykonywanych zadań, a właściwie zadań które powinien Szef wykonać, ale nie za bardzo miał chęć. Chodziło chyba o zrobienie czegoś dla kogoś, a tego unika jak ognia. Ogółem najlepiej nigdy nie pomagać ludziom nie pracującym w Urzędzie i żeby trzymali się od nas daleko, robić tylko absolutne minimum i tak aby nikt nie widział i się nie czepiał. W związku z tym nie rozumie dlaczego ktoś się z nim o to kłócił, że musi robić coś dla petentów i po co go stresuje skoro:
My tu wszyscy nie na swoim tylko państwowym.
Szef jest specjalistą od wszystkiego. Przynajmniej w jego mniemaniu. To prawie jak ja, tylko ja wiem w którym miejscu kończą się moje szerokie horyzonty poznawcze. Jego są niczym nieograniczone, jednak gdy osiągają “horyzont zdarzeń” zmieniają się w głupotę. Opowiadając mi i Dziadowi weekend oświadczył, że
Oglądałem film o Dawidzie, można było kamieniować i to za chrześcijaństwa.
W przeciwieństwie do niego nie jestem religijny, czy nawet wierzący, ale nawet ja chwyciłem się za głowę i rwałem sobie włosy z brody po usłyszeniu tego. Przez chwilę chciałem mu nawet wytłumaczyć coś, ale tocząc wewnętrzną walkę z samym sobą czy zacząć od tego, że kamienowanie ma niewiele wspólnego ze strzelaniem z procy czy może tego, że historia Dawida rozegrała się jednak trochę przed narodzinami Jezusa Chrystusa i całej “największej sekty judaizmu”.
Nie zdążyłem tylko dlatego, że zanim rozstrzygnąłem ten dylemat zdążył przejść do kolejnego tematu, którym była dietetyka i botanika. Dziad ma działkę, jak wiecie, a na niej znienawidzone owoce Władimira Putina- polskie jabłka. Są tak rachityczne, robaczywe i obtłuczone, że spokojnie mogłyby wystąpić w Russia Today jako typowo Lachowe jabca. Jednak to co boli Szefa to pestki owoców, które ogółem uważa za truciznę na poziomie kapsułek z cyjankiem. Dziad trochę pokojarzył fakty i przypomniał, że przecież dziś ze smakiem wciął całe jabłko z jego działki. Taka prymitywna retoryka jednak nie zagnie mojego przełożonego, gdyż
Jabłko nie ma pestki.
Pozostając w temacie diet i pożywienia wkręcił się gdzieś temat ciąży i dzieci i tego wszystkiego powiązanego. Powszechnie znana jest tendencja do spożywania w tym czasie przez przyszłe matki różnych rzeczy w różnych momentach. Czasem dość niekonwencjonalnych. Równie niekonwencjonalne podejście do tematu prezentuje Szef, który twierdzi, że najlepiej żeby kobiety w tym czasie jadły posiłki
Monotonnie urozmaicone.
To jeśli przetłumaczymy na ludzki może niekoniecznie jest kompletnie bezsensu, jednak mimo wszystko brzmi całkiem jak na Szefa przystało.
Szef polecając kobietom w ciąży posiłki monotonnie urozmaicone nieświadomie zastosował zabieg retoryczny zwany oksymoronem. Być może pija na śniadanie Antonówkę, a jak wiemy An nie może być nówką, bo zwyczajnie jest już nieprodukowany.
OdpowiedzUsuńZ tym oksymoronem i Szefem to byłoby tak, jak w czasie praktyk studenckich z "dyftongiem". Kierownik praktyk zabronił mi używać tego słowa wśród lokalnych mieszkańców, żebym nie dostał w mordę za przezywanie ich ;)
Usuń