"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 24 września 2015

Dzień sto osiemdziesiąty drugi- eh.

Wiele rzeczy u mnie w robocie jest dla mnie kompletnie nielogiczne. Np. klient poczty internetowej. Aby sprawdzić w nim wysłane wiadomości muszę wejść w zakładkę odebrane. Bo czemu nie? Tak samo nielogiczna dla mnie jest chęć Szefa do zniechęcenia do siebie wszystkich wkoło. Bo czemu nie?
Spotkaliśmy się dziś w nieco szerszym gronie i dyskutowaliśmy wyniki ostatniej kontroli. Jednym z punktów była nieodpowiednia ilość zabezpieczonego sprzętu na wypadek zdarzeń różnych. Np. agregatów- mamy zapisane tyle ile potrzeba do planowanych zadań, a reszta ma stać luzem. Więc kontrolerzy zaproponowali, żeby je też wpisać w jakiś plan na cokolwiek tak, żeby najzwyczajniej nie przyszedł wilk i nam ich nie zabrał. No oczywiście ten wilk to nie dosłownie, ale idea sensowna. Zabezpieczyć cały sprzęt tak, że w razie potrzeby zostaje do wykorzystania dla nas, a nie że przyjdzie ktoś i powie “dawać, bo wg planów wam niepotrzebny”. I to mamy zapisane we wnioskach po kontroli “zbyt mała ilość zabezpieczonego sprzętu”. I to właśnie tłumaczę zebranym, w tym Szefowi, który przy kontroli był.
-Ale co ty gadasz!
Już z mordą do mnie. Tak, jak wielokrotnie Wam mówiłem, Szef nie potrafi normalnie mówić. On zawsze drze mordę, żeby każdego zakrzyczeć.
-Mówię to, co mówili kontrolerzy, mamy zabezpieczyć 100% sprzętu.
-Ale co ty za głupoty, ustawę sobie poczytaj!
-To co jest w tej ustawie, co przeczy temu co powiedziałem?
-Ale sobie poczytaj!
-Ale nie muszę, bo tam nic takiego nie ma.
-No pan Młody ma tutaj rację - wciął się jeden z naszych gości podległych innemu ministerstwu.
-Ale nie, jak masz zabezpieczyć wszystkie, ty głupi jesteś?! Jak wpiszesz do planu urządzenia, które masz w innym planie przewidziane albo są zepsute? No pomyśl trochę!
Po 2 minutach kompletnej ciszy na sali zabrałem głos:
-Do tego momentu wydawało mi się, że sprawą oczywistą jest, że mamy zabezpieczyć całość sprzętu w taki lub inny sposób w jednym, drugim lub trzecim planie i nie chodzi o wpisanie wszystkiego w jedno, ale wpisanie wszystkiego gdziekolwiek…
-No właśnie bezsensu, nie możesz wpisać wszystkiego!
Nie chciało mi się na ten temat dłużej dyskutować, wszyscy oprócz Szefa zrozumieli co trzeba zrobić, więc uznałem zadanie za wykonane. Niech kretyn dalej robi z siebie kretyna, a ja w międzyczasie pośmieszkuję sobie z jednego z tasiemcowych komiksów internetowych, które czytam ( MA3 jeśli Was to interesuje). Szef w międzyczasie tłumacze pozostałą część kontroli, oczywiście w zupełności zakłamaną i mijającą się z prawdą o lata świetlne. Przy tym jak mówił, że do nas nic nie mieli i tylko po innych wydziałach cisnęli to prawie się zaśmiałem na głos po przypomnieniu sobie jak jeden z kontrolerów tłumaczył mu ile lat odsiadki grozi za niektóre jego niedociągnięcia. 
Spotkanie sobie trwało, ale nasze początkowe spięcie było zaledwie preludium do głównego wybuchu. Kolejnym punktem był brak ksera. Przy ilościach materiałów, które kserujemy, skanujemy, faksujemy czy drukujemy byłoby przydatne.
-Ale to kosztuje ogromną kasę, więc sobie odpuścimy.
Stwierdził Szef. Mnie to zirytowało, bo ciągle pieprzy, że o nic nie będziemy pisali bo za drogo i nie dostaniemy, potem przychodzi kontrola, pytają czemu nie mamy, on odpowiada, że za drogo i nam nie dadzą, a kontrolerzy proszą o dokumenty, w których prosiliśmy o zakup i negatywną odpowiedź. Nawet tablica korkowa nie, bo za drogo.
-Nie jest aż tak strasznie drogo. Kumpel ostatnio kupował kolorowe ksero używane, ale po remoncie z nowym softem, 2 letnią gwarancją i serwisem na miejscu, wszystko za jakieś grosze, bo gdzieś w granicach 1,5 kafla…
-A ty znowu pierdolisz głupoty!
Nie no, tego już nie puszczę.
-Jakie głupoty znowu?
-Taki sprzęt to kosztuje z 50 tys!
-Co? Jakie 50 tys? Dziś kolorowe ksero to nowe i na pełnym wypasie pewnie z 10k góra…
-To chyba jakieś małe gówno, a nie takie jak mamy w Urzędzie! To moja w biurze kosztuje z 5 tys!
-Nawet lepsza niż ten ledwo zipiący szajs w Urzędzie, a ta drukareczka w biurze (jeden z HP LaserJet) to po góra 7-8 stówek. Oczywiście nowa.
-Dzwoń do informatyków!
-Ale po cholerę? Przecież wiem co kumpel kupił i wiem za ile.
Poszedł do swojego biura, po chwili się drze:
-Jaki jest numer do informatyków!?
Podałem mu, chwilę ciszy i słyszę:
-Ile kosztuje tamte ksero?!- pyta o najnowszy zakup, najbardziej wypasione ksero w Urzędzie, na którym non stop coś się kseruje.
-...
-No jak nie wiesz!?
-...
-No to ile?!
-...
-Jak 6 tys?
-...
Wrócił.
-Ile kosztuje? -pytam.
-Nie tyle, ile mówiłeś!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz