"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 8 października 2015

N2- 5 małych rzeczy, które mnie wkurzają.

Specjalnie o małych, jakbym miał pisać o dużych to z jednej strony za bardzo bym się wściekł pisząc to, a z drugiej nie wiem, czy potrafiłbym w jakiś sposób ograniczyć je do tylko 5 naj. Może jakby było ich 50 to bym dał radę jakoś to ogarnąć bez irytowania się.
Ogółem ja jestem człowiekiem, który łatwo się irytuje i wścieka, ale po którym nie łatwo to poznać. Co jak co, ale duszenie w sobie emocji mam opanowane do perfekcji. Trochę szkoda, że inni tego nie rozumieją i bagatelizują moment, w którym się załączam.

1. Przeziębiłeś się?
Przeziębiłeś się? -rodzicielka.
Znów nie nosiłeś czapki. -babcia.
Hehehe, spałeś bez gaci i skarpetek? Hehehe. -Szef.
Nie. Jest 35 stopni w cieniu, w słońcu będzie podchodziło pod 50, a nocami nie można oddychać. Jestem alergikiem. Od dobrych 20 lat co roku latem cierpię. Mam katar, kicham, wysychają mi oczy. I za każdym razem, ZA KAŻDYM RAZEM, gdy tylko pojawia się alergia słyszę dokładnie to samo pytanie o przeziębienie. Od wszystkich. Od matki, która sama swego czasu rejestrowała mnie do alergologa, czy od Szefa, któremu co 2 dzień tłumaczę, że nie jestem przeziębiony, a mam pieprzoną alergię. Ile można? No przysięgam, że jeszcze chwila i kolejne pytania o przeziębienie będą kończyły się bombą na ryj. Szczególnie, że pojawiają się akurat w momencie, w którym najbardziej cierpię i nienawidzę świata i swojego życia trochę bardziej niż na co dzień. I jeszcze gówniane leki, które niewiele pomagają. “Dawkowanie: 1 tabletka na 24h”, ekstra. Szkoda, że po 4h przestają działać. Pro-tip: w takich momentach walnijcie sobie energetyka. Nie wiem czy każdy pomaga i nie wiem czy każdemu, ale dla mnie Tiger działa cuda.

2. Prawda ekranu.
Pamiętacie czasy, kiedy wydawało Wam się, że to co pokazują w filmie było prawdą? Ja nie. Musiało więc to być bardzo dawno, albo w ogóle. Najstarsze rzeczy, które mogę sobie przypomnieć z TV lub kina, wszystkie je oglądałem ze świadomością, że to tylko zmyślone historie. A pamiętam jak byłem w kinie na premierze Króla Lwa mając jakieś 7 lat.
Szef i Dziad mimo, że razem mają prawie 100 lat, to ciągle tego nie ogarnęli. Ciągle dyskutują o ostatnio zobaczonych filmach czy serialach, zazwyczaj mega słabych, jakby to był świat realny, jakby oglądali film dokumentalny, a nie Rambo: Pierwsza Krew. Mówią z takim przejęciem, tak gestykulują, tak się oburzają, tak okraszają to uwagami w stylu “takie rzeczy dzieją się na świecie”, “wiadomo, że tak jest”. Najgorsze, że zaczynają zawsze jakoś znienacka, że przez pierwsze ileś sekund nie zdążę załapać, że opowiadają mi film. “Pokazywali wczoraj jak złapali mordercę” i dopiero po chwili zaczynam trybić, że Dziad znów o jakimś filmie. Do teraz jest to po prostu śmieszne, ale oni także czerpią z tego swoją wiedzę i na tym opierają swoje osądy, co jest już irytujące. A ponieważ dodatkowo nie czytają, to jest mega ciężko prowadzić z nimi jakąkolwiek poważną, dojrzałą dyskusję. Chyba, że lubicie tłumaczyć ludziom, że życie koni wygląda trochę inaczej niż w My Little Pony (Rainbow Dash FTW!), a on i tak Wam nie uwierzy, bo przecież pokazali to w TV.

3. Bibliofobia.
Wspomniałem o tym, to pociągnę wątek. Ja rozumiem, że nie każdy może lubić czytać książki. Nie mam z tym problemu, sam szczerze nie cierpię większości inteligentnych rozrywek. Nie przepadam za teatrami, bo raczej do poziomu Dredd 3D czy Mad Maxa nigdy nie dociągną. Niezbyt lubię muzykę klasyczną, na jej koncertach nigdy nie ma wybuchów. Itp. itd. Dlatego nie rusza mnie, gdy ktoś mówi, że nie lubi czytać. Ale przełącznik w mózgu przełącza mi się na szaleństwo, gdy ktoś się tym szczyci lub uważa czytanie za głupie. Czyli znów, jak Szef i Dziad.
Czy się komuś to podoba, czy nie, nie ma w tej chwili innego wartościowego ogólnodostępnego nośnika wiedzy, niż książki. Internet, programy “edukacyjne” są daleko w tyle. A gdy ktoś twierdzi, że nauka jest bezsensu, to traci dla mnie status człowieka.

4. Bliskość.
Wiadomo, że aby pracować w Urzędzie musiałem sprzedać własną duszę wraz z uczuciami i podpisać cyrograf własną krwią, stąd wszelkie pozytywne uczucia są mi obce. Dlatego nienawidzę bliskości, tej bliskości gdy ocieracie się ramionami, a na uchu czujesz ciepły oddech z niezbyt subtelną wonią trawionego alkoholu wydobywający się z ust menela stojącego za Tobą w kolejce.
Do cholery jasnej, czy ja jestem aż tak atrakcyjny, że wszyscy się na mnie pchają? Raczej nie, choć czasem lubię sobie pomarzyć. Ludzie w kolejkach ściskają się jakby nie wiem co? Miał przyjść pan Zdzisiu, odmierzyć miarą 2 metry kolejki i reszcie powiedzieć, że nie będą skasowani? Dlaczego nie stanąć pół metra za kimś zamiast 5 cm? Dochodzi to do takiej paranoi, że ten opis kilka linijek wcześniej wcale nie jest zmyślony. Sam zacząłem stosować przemyślaną taktykę mającą mi zapewnić nienaruszalną strefę komfortu psychicznego- po prostu zawsze staję bokiem i pozostawiam jedną stopę wysuniętą w kierunku kolejki. Notorycznie ktoś mi na nią nadeptuje, ale się cofa i jest mi zdecydowanie przyjemniej mimo zdeptanej nogi.
Gorzej jest w miejscach, w których nogi wyciągnąć nie mogę. Np. wchodząc do autobusu rejsowego. Gdy ja czekam na zewnątrz aż kierowca skasuje człowiekowi przede mną bilet i dopiero pcham się do góry to moi wspaniali współpasażerowie deptają mi już po piętach, a nogi wysunąć nie mogę. Mogę za to bardzo gwałtownie sięgnąć po portfel i strzelić im w mordę plecakiem. Huehuehue, wróćcie do pierwszego zdania tego punktu.

5. Głębokie rozmowy.
Mieliście kiedyś taką sytuację, że stoicie sobie spokojnie przy pisuarze robiąc swoje, gdy nagle obok was staje inny facet łamiąc żelazną zasadę zachowania min. 1 pisuaru odstępu? O ile macie siusiaka to pewnie tak. A zdarzyło się Wam, że ten facet spojrzał na Was i zagaił:
-Jak tam?
Mi tak. Nie raz. Co się w ogóle rodzi w głowach tych ludzi, co w nich siedzi? Jak można wleźć do kibla, stanąć przy lejącym, obcym kolesiu i spytać jak leci? Choć może akurat to jest w pewnym stopniu uzasadnione. Ale “Jak się bawisz?” spytał mnie koleś w kibelku podczas studniówki. Partner dziewczyny z innej klasy, zupełnie obca osoba. “Super, trzymam fujarę w łapie starając nie ochlapać sobie spodni, a jakiś kolo pyta jak się bawię”. I w tym momencie nastąpiły wydarzenia, które w ogóle wymknęły się mojemu pojmowaniu. Facet kompletnie nie dostrzegając mojego przytyku odwrócił się w drugą stronę i drze mordę do innego kolesia lejącego do pisuaru na drugiej ścianie “A tobie jak tam kolego?”. Jeszcze rozumiem z kumplem, ale zupełnie przypadkowy ktoś z ulicy pytający jak tam mi idzie...



I obiecana nuta:

1 komentarz:

  1. 1.? Czyżby Cię coś brało?? Weź sobie to to to i tamto...
    2.Prawda jest taka jak widać w tv lub w necie;)
    3.nie skomentuje
    4. Jest to sprawa, która mnie całkowicie wkur.. Nie znoszę kiedyś ktoś zaburza moja przestrzeń osobistą. W sklepie włażą na plecy, w parku muszą deptać po piętach, na uroczystościach prawie kładą łeb na ramieniu! Bez kitu, ale czasem muszę zwrócić uwagę takiej personie;/
    5. Coż, nie korzystam z pisuaru;)

    Pozdrawiam, młoda urzędniczka...

    OdpowiedzUsuń