"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 19 listopada 2015

Dzień sto osiemdziesiąty ósmy- siedzę i siedzę, myślę i myślę.

Dzisiejszy dzień był jakiś podejrzany. Wstałem w miarę wyspany, co raczej mi się nie zdarza. Mimo, że w domu zrobiłem więcej to wyszedłem wcześniej. Po drodze do mojego gułagu spotkałem Szefa, a mimo to chciało mi się iść do pracy. Wspinając się więc po schodach zastanawiałem się, kiedy te chęci miną. Dałem sobie godzinę. Wytrzymałem 12 minut.
W Urzędzie, co już wiecie, jest jedna święta zasada, którą Szef notorycznie łamie. Nie zaczyna się pracy przed 8 chyba, że jest coś mega pilnego do zrobienia. Problem w tym, że w Urzędzie nie ma pilnych spraw. Zazwyczaj. Raz na rok coś się trafi. Więc ranek jest na spokojne ogarnięcie kawy, śniadania, się. Sprawdzenie kalendarza, maila, w jaki sposób tym razem spieprzyli prawo nasi “wybrańcy narodu”, co tam za newsy podają najważniejsze agencje prasowe (głównie Facebook). Dla mnie osobiście najważniejsze jest śniadanie, te kilka minut przez które mogę w spokoju i ciszy rozmyślać nad zagadkami wszechświata. A przynajmniej mógłbym.
Bo w tym miejscu na scenę ponownie wkracza Szef. Zaczynając od “smacznego”, od którego paradoksalnie żarcie robi się mniej smaczne, wydala z siebie litanię najgłupszych i najmniej istotnych problemów jakie może znaleźć. Wielkość czcionki mu nie pasuje w piśmie. Spoko, gdyby nie to, że pismo jest z wczoraj, a to co trzyma to jego ostateczna wersja do której 20h temu nie miał już zastrzeżeń po sześciu wcześniejszych wersjach. Przy okazji- wygląda jak gówno, bo zażyczył sobie, żebym zostawił wszystkie komentarze ze wzoru bo “jeszcze się do nas przyczepią”. Więc są same takie kwiatki jak “jest Pan Grzegorz Brzęczyszczykiewicz (wpisać imię i nazwisko) zamieszkały w Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody (wpisać miejsce zamieszkania)”. Informuję go więc o tym między jednym, a drugim kęsem bułki. Wydala z siebie jakiś pomruk ni to akceptacji ni to rozczarowania. Ale szczęśliwie już znalazł sobie coś nowego, bo w kolejnym wczorajszym piśmie połknąłem kropkę na końcu. 
-Poprawisz?
No trudno, poprawię i tak czeka na 2 załączniki z 2 różnych wydziałów, z których żaden jeszcze się nie wziął za ich przygotowanie.
-Poprawię.
Ale Szef stoi dalej. Patrzę więc na niego znad sałatki. Stoi. Cofam więc łyżkę z zawartością z powrotem do pudełka i pytam:
-Teraz?
-Nie no, jak zjesz.
I poszedł. Tak czy siak musiałem na chwilę odłożyć jedzenie, żeby odzyskać spokój mentalny po odgonieniu od siebie natarczywych myśli “po cholerę to było”. Czy do niego dotrze, że ludzie przestają podawać mu rękę nawet gdy ją do nich wyciągnie (true story bro) właśnie przez takie drobne, irytujące rzeczy, które im odwala?
Od samego rana jednak towarzyszy mi też inne przemyślenie. Co jest ważniejsze od pieniędzy?
Dziad od jakiegoś czasu źle się czuje. “Od jakiegoś czasu” czyli dobrych dwóch tygodni. Ciągle pociąga nosem, kaszle. Jakiś czas temu oświadczył, że był u lekarza bo miał ponad 38 stopni. W dzień największej intensyfikacji tych zjawisk, gdy kaszlał non stop całe 8h to i ja kładąc się wieczorem do łóżka nie czułem się najlepiej i nie zdziwiłbym się bardzo, gdybym rano obudził się z gorączką. Szczęśliwie to się nie stało. Ponieważ Dziad nie tylko wygląda, ale też czuje się jak gówno to ogółem nie marzy o wielu więcej rzeczach niż położyć się i wypocić. Z tym jednak wiąże się jeden zasadniczy problem- jeśli weźmiesz L4 pojadą Ci po nagrodzie. Nie wiadomo czy ją dostaniemy i w jakiej wysokości, no ale jakby co będzie pomniejszona. Dlatego gdy Dziad czy Szef chorują to tylko na urlopie. Ale Dziad nie ma już urlopu. A ponieważ nic nie jest ważniejsze od pieniędzy to siedzi dalej w robocie czego doświadczam nawet zamykając oczy pod postacią mdłego smrodku niemytego ciała, który z pewnością kojarzycie z autobusów i tramwajów letnią porą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz