"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 12 listopada 2015

Dzień sto osiemdziesiąty siódmy- jak się bawić to z muzyką.

Czy ktoś kiedyś chciał pracować w urzędzie? W sensie myślę o zdobyciu pracy. Możliwe. Dla wielu ludzi to brzmi jak zabawa. Cóż, dla wielu ludzi to jest zabawa. Problem zaczyna się w momencie, w którym uświadomimy sobie, że urząd urządowi nie równy. I doskonale wiem, że wielu ludzi tego nie kuma.
Zacznijmy więc od podstawy. Urzędnik =/= urzędnik. Ja wiem, profani wrzucają wszystko do jednego wora. Ba! Mają tendencję do wrzucania do jednego wora wszystkich pracowników szeroko pojętej budżetówki. Wierzcie lub nie, ale parę miesięcy temu czytałem artykuł na portalu chcącym uchodzić za poważny napisany przez autora chcącego uchodzić za poważnego, który był opatrzony sensacyjnym tytułem sugerującym, że średnia pensja w urzędzie jest wyższa niż w sektorze prywatnym. Dzisiaj ludzie mają tendencję do przeczytania nagłówka i przeskakiwania od razu do komentarzy, jednak uważny czytelnik (taki jak nie chwaląc się ja) poświęcając 3 minuty swojego cennego życia dowiedziałby się, że ta średnia jest liczona razem z np. górnikami. Więc faktycznie, jeśli górnik ma 7k, ja mam 2k to średnio mamy 4,5k.
Ale i to nie wszystko. Są urzędnicy państwowi- uprzywilejowani szczęściarze i cierpiący samorząd. Dlaczego uprzywilejowani? Dlatego, że nimi bezpośrednio “opiekuje się” państwo, stąd są na zdecydowanie lepszej pozycji niż ja. Jest ogłoszona dla nich podwyżka, to nie ma bata- dostają. W samorządzie każdy jest zdany na łaskę swojego lokalnego watażki. Ups, przepraszam, chodziło mi oczywiście o kierownika jednostki samorządu terytorialnego, wójta, burmistrza, prezydenta miasta, starostę, wojewodę. I tu już jest kompletna wolna amerykanka.
Weźmy mój region. Weźmy mój urząd. Ma gest? Dostaniesz premię. Nie ma? Pierdol się. Nie wierzycie? Proszę bardzo. W Urzędzie daaaaaawno nie widziano podwyżek. Mniej więcej tak samo długo jak waloryzacji. I jesteśmy jedynym urzędem w dużej okolicy, który ma taki stan rzeczy. W innych jest różnie- jedni mają co roku 3%, inni 5. Trochę nam smutno z tego powodu (o czym za chwilę jeszcze), więc z Szefem wszystkich Szefów trwały dłuższe negocjacje. Ogółem podwyżkę, szumnie obiecaną przy okazji łamania się z ludźmi opłatkiem (nie jestem wierzący, ale są pewne granice posługiwania się kłamstwem) w zeszłym roku olał i informację, że się z niej wycofuje niczym prawdziwy mężczyzna przekazał swoim pracownikom za pomocą prasy. Razem z nimi także wzrost wynagrodzenia dla ludzi, którym doszły nowe obowiązki. Więc po długich negocjacjach zgodził się choć na jakąś waloryzacje. Marne 4%, ale zawsze coś. Jak to w urzędzie być musi jest także i w naszym- dokument odpowiedni został sporządzony, Szef wszystkich Szefów złożył na nim własnoręcznie autograf z dopiskiem “zatwierdzam” i papier poszedł do odpowiedniego wydziału celem nadania sprawie biegu. Pech chciał, że kilka dni później miał gorszy humor, więc wezwał osobę pracującą aktualnie nad wspomnianym dokumentem wraz z samym papierem, wziął go i wyjebał do niszczarki. Można? Można.
Część z Was może się na mnie oburzyć, że jestem gnida, pasożyt społeczny żerujący na zdrowiej tkance i jak wszyscy zaciskają pasa to wszyscy. Problem jest tej natury, że nie wszyscy. I nawet myślę w tym miejscu o ludziach, którym wypłatę płaci Urząd. A dostają wszyscy, prawie co roku- stypendia sportowców, nauczyciele, nawet sprzątaczki w szkołach. Tym ostatnim serdecznie gratuluję otrzymania 25% podwyżki. Gratuluję tym bardziej, że zarabiają teraz więcej od ¼ urzędników mojego urzędu wliczając w to mnie. Całkiem poważnie w tej chwili zastanawiam się nad zatrudnieniem się jako sprzątaczka. Zarabiałbym zdecydowanie więcej, a często odwiedzam szkoły i mam mocne podejrzenia, że dużo bardziej bym się nie napracował. Ot, odpadłyby takie głupoty jak odpowiedzialność finansowa za tony sprzętu, przygotowywanie przetargów za dziesiątki tysięcy PLNów, nadzorowanie realizacji zadań za kolejne dziesiątki tysięcy…
Ale co tam gnojenie finansowe własnych pracowników. Widocznie ludzie obracający milionami zasługują na wypłatę równą sprzątaczce. Nie to, żeby to zwiększało jakąś podatność na korupcję czy coś. Przecież Szef wszystkich Szefów może wszystko. Jeden ze specjalistów naszego urzędu odszedł do prywaciarza. Wyobrażacie sobie jaki głupek? Zostawić taką cudowną, bezstresową i dobrze płatną pracę, żeby tyrać jak niewolnik (tak, to ironia). Powstał wakat, dość istotny bo związany z budowlanką. Przetargi, odbiory, remonty, naprawy, budowy. Ogółem umiejętność rozróżnienia betonu od cementu mocno wskazana na takim stanowisku. Cóż za cudowny zbieg okoliczności, niedawno był u nas stażysta po budowlance. Wtedy jeszcze braków w załodze nie było, więc nie udało mu się załapać, ale teraz… Ale teraz jego konkurencją jest cycata blond 19-nastolatka po liceum, którą miesiąc temu przyjęto na wolne stanowisko. Nawet. Nie. Żartuję. Wściekli są wszyscy łącznie z dyrektorem wspomnianego wydziału. Koleś potrzebuje kogoś, kto choć w teorii zna się na tym co robi bo dosłownie na dniach ma odbiory za 7 dużych baniek, a dostaje maturzystkę, dla której to pierwsza praca w życiu. Dlaczego? Bo dlaczego by nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz