"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 5 listopada 2015

N3- Bajki.

Wiecie, że spodobały mi się notki z wyliczankami? Dziś kolejna, tylko bardziej pozytywna, bo jak się pewnie domyślacie i co sugerowałem, muszę zrobić sobie przerwę od Urzędu. Dawno temu zaczął na mnie tak negatywnie wpływać, że nawet pisanie o nim przestało być katharsis. Dlatego dziś 5 moich ulubionych kreskówek (no prawie, ale o tym na koniec).

Lecimy z koksem (dużo linków- prawie wszystko co klikalne to intro/opening/muzyka):




5. Kangoku Gakuen.

IMHO- anime tego roku. Nie to, żebym wszystkie obejrzał, nawet nie mam takiego zamiaru, ale nie wyobrażam sobie, żeby miał jakąkolwiek godną konkurencję (ok, kłamię, wyobrażam sobie). Musicie wiedzieć, że moje poczucie humoru jest dość… dziwne. Im humor dziwniejszy, bardziej poryty, płytki, abstrakcyjny tym lepiej. Dlatego kocham filmy z Leslie Nielsenem. Dlatego spodobało mi się Kangoku Gakuen, czyli Prison School. Sam początek jest całkiem normalny i nawet niezbyt świeży jak na anime- ot grupa pięciu licealistów zaczyna naukę w liceum, które do tej pory było tylko dla dziewcząt. Przez splot dość oczywistych wydarzeń zostają złapani na podglądaniu koleżanek w łazience i trafiają na okres próbny do… szkolnego więzienia. W tym momencie humor już wzbija się na szczyty porytości, pomysły jakimi raczą nas scenarzyści (a właściwie niekoniecznie oni- to tylko ekranizacja mangi pod tym samym tytułem i to ekranizacja udana) w coraz głębszy i abstrakcyjny sposób poruszać tematy seksu czy defekacji. Gdzieś tam, trochę w tle mimo bycia motorem napędowym wszystkich wydarzeń, jest historia o miłości i przyjaźni. Ale to raczej gdzieś tam na marginesie, ot tak, jest żeby było i mogła być jakaś oś, wokół której to wszystko może się kręcić. Powiedziałbym, że to trochę jak Dredd 3D, czy nowy Mad Max- w tych filmach wywalono prawie wszystko co zbędne i zostawili akcję, akcję i akcję, dlatego są takie (dla mnie) genialne. W Kangoku Gakuen zrobili to samo, tylko postawili na humor. Dodatkowo sama animacja jest świetna i już dla samego rysunku można oglądać ten tytuł. 


4. Kill la Kill.

Ostatnie anime na liście, możecie odetchnąć. KLK swego czasu przez niektórych, w tym mnie, zostało okrzyknięte najlepszym anime ostatniego iluś-lecia. Cóż, jest dobre. Dynamiczne, z klasycznymi rysunkami, które szybko przypomną nam Dragon Balla i Dr. Slumpa, wypełnione humorem (abstrakcyjnym, ale taki właśnie lubię), wciągającą fabułą, wyrazistymi bohaterami i zwrotami akcji. W teorii to historia osieroconej nastolatki szukającej zemsty na zabójcy ojca, w praktyce jest tu dość zakamuflowany fanserwisem wątek dojrzewania, samoakceptacji i tym podobnych. Wiem, patrząc ciężko uwierzyć, ale to jest trochę jak z tą (kiedyś przetaczającą się przez net) piosenką TeddyLoid feat. daoko “ME!ME!ME!” (genialna animacja!), gdy ogląda się bez tłumaczenia to w najlepszym razie wydaje się być dziwne. Recenzję tego tytuły nawet kiedyś popełniłem, więc więcej możecie przeczytać tutaj.


3. The Venture Bros.


Jeśli oglądając intro na myśl przyszedł Wam Johnny Quest, to macie bardzo dobre skojarzenia. Głównym bohaterem jest dr Thaddeus “Rusty” Venture, jego dwóch niezbyt rozgarniętych synów i ich ochroniarz Brock Samson.Fabuła opiera się o konflikty z całą rzeszą często dość oryginalnych i charakterystycznych schwarzcharakterów oraz nie mniej oryginalnych sojuszników. Mamy więc takie indywidua jak The Monarch opierający swój image na motylach monarcha, jego dziewczynę Dr Girlfriend przez pierwsze odcinki mocno wystylizowaną na Jacqueline Kennedy (przy okazji- genialnie podłożony głos). Ex-sowiecka agentka Molotov Cocktease, walczący ze swoimi pedofilskimi skłonnościami Sergeant Hatred czy tanswestyta Colonel Hunter Gathers.Venture Bros. co do zasady nie odbiega od żadnego innego tytułu, który wymieniam na tej liście- jest przepełniony abstrakcyjnym humorem tylko dla dorosłych, w którym przemoc jest rozwiązaniem prawie każdego problemu. W 2016 ma być emitowany 6 sezon, więc to dość dobry moment na zainteresowanie się serialem.




2. Metalocalypse. 

Oh tak, oh tak. That’s my jam. Metalocalypse to jeden z tych tytułów, które tak wielbię, że gdy niedawno ogłoszono zbiórkę podpisów pod petycją do Adult Swim o kolejną część nawet sekundy się nad tym nie zastanawiałem, podpisałem wszystkimi swoimi członkami (bez wyjątku), założyłem czarny kaptur i czekam na jedną złą decyzję zarządu, żeby jechać rzucać cegłówkami i palić opony. Tak, jestem Klokateer.
Ale wracając do samego tytułu. Metalocalypse to historia najpopularniejszego na świecie zespołu. W tym miejscu można by postawić kropkę, bo świat przedstawiony po prostu szaleje na ich punkcie, od ich koncertów czy wydania nowej płyty zależą losy globalnej gospodarki, ale jest jeden ważny szczegół, który trzeba dodać. Zespół nazywa się Dethklok i gra black metal. Najbrutalniejszy z brutalnych black metali. Piątka jego członków jest, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt rozgarnięta, a do tego dysponuje większą ilością gotówki, niż kiedykolwiek mogliby wydać. Można by powiedzieć, że ten tytuł to mokry sen metalowych zespołów (btw- wspomnianą wcześniej petycję poparła już m.in. Metallica, Amon Amarth czy Mastodon). Ogromne pałace, własne śmigłowce, ogromne telewizory pozawieszane na rzeźnickich hakach. Akcja zazwyczaj toczy się wokół samej działalności muzycznej (i okołomuzycznej- jak płacenie podatków) zespołu. Problemów z koncertami, nagrywaniem płyt, konfliktami między członkami. Całość jest... brutalna. Do tego bywa mroczna i bezpośrednia. Zdarza jej się poruszać dość ciężkie tematy starości, śmierci, przemijania, problemów rodzinnych, ale w tak złym, czarnym humorze, że czasem aż czułem się brudny śmiejąc się z tego. Ale ja lubię być brudny.
Jednak Metalocalypse to nie tylko kreskówka. Dethklok wydał 3 płyty z utworami z serialu (The Dethalbum 1, 2 i 3) i co by nie mówić, to kawał dobrego metalu. Murmaider np., albo Bloodlines. Obowiązkowa pozycja dla każdego fana ciężkiej muzyki.


1. Korgoth of Barbaria.

Pierwsze miejsce zdobywa mit. Legenda. Korgoth of Barbaria to serial, który nie powstał. Zrobiono tylko jeden pilotażowy odcinek dla Adult Swim i za nie kontynuowanie tytułu będą smażyć się w piekle po wsze czasy. Miał wszelkie cechy predestynujące go do sukcesu. Potężną dawkę humoru dla dorosłych. Ciężki, mroczny klimat dark fantasy wpadający w nuty Conana. Heavy metal. Seks. Przemoc. Alkohol. Jeśli potrzebujecie czegoś więcej do szczęścia, to nie jestem w stanie chyba Was zrozumieć. Ciężko oceniać cały serial, w końcu powstał tylko jeden odcinek, więc niewiele o fabule można powiedzieć, oprócz tego, że jest prosta jak budowa cepa. Korgoth jest dla mnie prawie jak bóg, którego wszyscy pragniemy, ale na niego nie zasługujemy. Tak więc chyba powinienem zabić w sobie nadzieję, że kiedyś zobaczę kolejne odcinki.
Ponieważ to jeden z “białych kruków”, choć dostępnych nawet na YouTubie, to polecam Wam zobaczyć.


Post scriptum.

To piątka moich "ulubionych" kreskówek w tej chwili i lista ta ulegnie zmianie. Nawet podczas jej tworzenia zmieniłem miejsce 5- wcześniej było tam anime zatytułowane Overlord, ale doszedłem do wniosku, że to jednak Kangoku Gakuen powinno się tam znaleźć. Wiele tytułów czeka na to, żebym je zobaczył- The Boondocks, Stripperella (tak, brzmi głupio, ale współautorem jest sam Stan Lee), Detroit Metal City, Archer… Celowo pominąłem tytuły popularne, a które pewnie zdominowałyby tą listę- South Park, The Simpsons, Family Guy. Bevis&Butthead. Drawn Together? Les Lascars (u nas znane jako Ziomek)? Nie wiem, czy te dwa ostatnie są popularne. Wyciąłem też tytułu, które mimo, że lubię, to jednak niekoniecznie powinny znaleźć się na liście. Mogą być zbyt poryte dla niewprawionej psychiki podpiętej 24/7 do netu jak moja. To głównie anime takie jak Seitokai Yakuindomo czy Monster Musume no Iru Nichijou (jak to ktoś, kiedyś skomciał "ah te mongolskie tytuły"), Girls und Panzer. Nie ma amerykańskich superbohaterów, bo ich nie lubię, tak jak komiksów o nich. Jedynymi wyjątkami są sędzia Dredd i Deadpool, ale to raczej antybohaterowie. Dobra, jeszcze Lobo, też antybohater.
Dobrze widzicie, że również nie ma polskich seriali. Ich też nie lubię. Nie mam sentymentu do Bolka i Lolka, Rumcajsa czy Krecika (dobra, dobra, dwa ostatnie są Czechosłowackie). Kota Filemona wprost nienawidziłem jako dziecko. Ewentualnie Zaczarowany Ołówek. Za to bardzo lubiłem The Dreamstone, ale oglądałem to ostatni raz za dzieciaka i musiałbym sobie przypomnieć i sprawdzić, czy nie zmieniłem zdania. Gdy tak myślę, że oglądałem to mając jakieś 5-6 lat, to trochę przestaje mnie dziwić dlaczego dziś lubię takie, a nie inne tytuły...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz