"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

piątek, 24 czerwca 2016

Dzień dwieście trzynasty- po najmniejszej linii oporu.

Mam dzień opóźnienia w publikacji, do tego żar leje się z nieba, a ja nie mam żadnego pomysłu na notkę. Co więc zrobię? Sięgnę po kajecik z zapisanymi cytatami. Dziś edycja specjalna, tylko Szef.
Pisząc tą notkę znam już wyniki referendum w UK, więc warto sięgnąć do złotych przemyśleń Szefa o naszych, lokalnych wyborach. Ich wynik mu nie odpowiada (co może niektórych z Was zaskoczyć) i prowadzi głębokie analizy tego stanu rzeczy, prawie jak Dziad giełd (na zasadzie widzi na Onecie news “strzelanina w Orlando” i już komentuje “ooo, to będą spadki”, wchodzi na stronę z wykresami “wzrosty? ale jak to…”- tak, nie potrafi zrozumieć czegoś bardziej skomplikowanego niż przyczyna->skutek). No i tak prowadzi te swoje rozważania jemu tylko znanymi ścieżkami, aż wreszcie wydali z siebie to zatwardzenie intelektualne, na jakie jak widziałem po jego twarzy zbierało mu się od dłuższego czasu:

Demokracja powinna być taka, jak w starożytnym Rzymie, że tylko bogaci rządzili, bo teraz też człowiek sam nie wie czasem co mówi.

W przypadku Szefa nie mam wątpliwości, że nie wie i to nie tylko czasem. Zupełnie tak, jak w czasie rozmowy telefonicznej z wychowawczynią jego pomiota. Temat ogółem go nie dotyczył, ale na niego zszedł. Otóż ma podejrzanie dużo nieobecności, choć wszystkie usprawiedliwione przez ojca. Wygląda to tak, a wiem z pierwszej ręki bo często przy tych rozmowach jestem, że gówniak mówi staremu, że np. boli go brzuch, a ten odpowiada, że nie musi iść do szkoły. I tak średnio kilka razy w miesiącu. Nauczycielka oczywiście węszy gruby wałek, ja węszę gruby wałek, Szef jest za głupi, żeby węszyć gruby wałek i trzymać mordę na kłódkę:

Mój jest taki chorowity, ja też byłem, ale potem zacząłem sobie popijać i mi przeszło.

Ale chyba nie tylko nie wie co mówi, ale też co robi. Mieszka w bloku, od dłuższego już czasu i dłuższy czas jeszcze będzie biorąc pod uwagę tempo prac przy swojej hacjendzie. Pech chciał, że sąsiad z góry grał na fortepianie. Czyli na keyboardzie, a mu to ewidentnie przeszkadzało. No bo jak to tak może być, że ktoś gra jakiegoś Chopina i mu hałasuje? Postanowił więc rozprawić się z pasożytem najlepszą metodą, jaką był w stanie wymyślić. Czyli zaczął na balkonie robić grilla. Smród smażenia syfnego mięsa na Szefowym balkonie za każdym razem docierał do wszystkich, łącznie z natrętem przeszkadzającym swoją muzyką. Ten kiedyś zagadał do niego, żeby nie robił grilla na balkonie, na co usłyszał przytomną odpowiedź:

Wolność Tomku w swoim domku.

Podobno koleś przestał grać, a Szef robić grilla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz