"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 22 czerwca 2017

Dzień dwieście pięćdziesiąty- w którym wreszcie wypieprzyłem ten burdel. Prawie.

Jest na sali ktoś, kto zajmuje się bezpieczeństwem? Bo będzie miał fajny przypadek do przemyślenia. Mieliśmy ćwiczenia p-poż, a że temat chodliwy w tym momencie, to ktoś z szefostwa wymyślił sobie, że połączymy to z zagadnieniem terroryzmu. Bo czemu nie? Potrzebny tylko był terrorysta, który by tą bombę podłożył i wybór padł na mnie. Z pewnością dlatego, że czują moją podskórną nienawiść do Urzędu, a nie dlatego, że mam długą brodę.
No ale dobra, moja rola jest prosta. Mam wziąć atrapę bomby, zanieść do wyznaczonego biura, mrugnąć porozumiewawczo do załogi i zadzwonić do Szefa wszystkich Szefów z pogróżkami. Że w ciągu kwadransa go wysadzę.
-Nie może być w ciągu 15 minut -powiedział na spotkaniu organizacyjnym przedstawiciel Policji.
-Dlaczego?
-Bo nie możemy wejść do budynku pewien czas przed i po…
-E… To może, nie wiem, za 2h?
-Ok, pasuje.
Coś mi się zaczyna wydawać, że będę najbardziej upośledzonym terrorystą w historii terrorystów… No nic, zmieniliśmy założenia, żeby wszystkie służby mogły się pobawić i przeszliśmy do realizacji.
Wyznaczonego dnia wziąłem moją siateczkę z atrapą, która bardzo mnie kusiła, żeby podmienić na oryginał, i ruszyłem przez Urząd. Przemykając koło informacji dziewczyny wychyliły się za mną z okienka i pytają, czy już z bombą idę. A tak tajna operacja to miała być…
-He, he, nie no, co wy, he, he.
Dotarłem do schodów, gdzie chwyta mnie koleś odpowiedzialny za budynek.
-Będzie alarm włączany?
-E… nie wiem?
-Nie no, serio pytam.
-Noooo… ma być włączony. Na ostatnim piętrze.
-Kurwa! Tam nie może, bo ten włącznik jest zepsuty.
I biegnie świńskim truchtem, żeby powstrzymać zbliżającą się katastrofę. Ja w międzyczasie dotarłem do biura, postawiłem reklamówkę przy biurku, trochę wyciągnąłem kabelki, porozumiewawczo mrugnąłem do załogi i wyciągnąłem telefon.
-Halo? Szef wszystkich Szefów?
-Tak, przy telefonie.
-Słuchaj chu…
-EKHM.
-Tzn, proszę pana chciałbym poinformować, że w związku z pana ostatnią decyzją zamierzam w ciągu dwóch godzin wysadzić budynek Urzędu. Do widzenia.
Coś mi się wydaje, że po tej notce daesz się do mnie nie zgłosi. Czekam chwilę na rozwój akcji, włączył się alarm, więc wychodzę do celu ewakuacji. Po drodze jeszcze przepuszczam radiowóz i stojąc naprzeciw Urzędu podziwiam zjeżdżające służby. Dyskoteka po całości, nawet białe rękawiczki i gwizdki były, bo drogówka ruchem kierowała. To jednak czego mi nie powiedziano, to że Policja ma aresztować podejrzanego. Ludzie z biura, w którym podłożyłem atrapę opisali krótko podejrzanego interesanta i już po chwili mundurowi skuli… mojego kolegę, bo też pasował do opisu, a przecież ja nie mógłbym być podejrzany stojąc przy Urzędowym Szefostwie. Był mocno zdziwiony, gdy wpierw poprosili go na stronę, przepytali, a potem skuli i władowali do radiowozu i na bombach pojechali w siną dal. Tuż przed tym, jak wynieśli atrapę w reklamówce i defilowali z nią przed całym tłumem gapiów.
No nic, tym razem mój terrorystyczny trud poszedł na marne, ale jak to mówimy اصبر تنل

1 komentarz:

  1. Może dobrze, że Cię nie zatrzymali. Ćwiczenia, ćwiczeniami, ale protokół musi być.
    jazzb.

    OdpowiedzUsuń