"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 6 lipca 2017

Dzień dwieście pięćdziesiąty pierwszy- sezon ogórkowy.

Mam nadzieję, że pamiętacie, że ściany mają uszy? Gdyby nie, to przypominam- ściany mają uszy. W takim miejscu jak Urząd nigdy nie możecie być pewni kto słucha. A nawet gdy jesteście, to nie wiecie czy nie jest jakimś uczynnym. Czy po prostu plotkarzem. Albo w ogóle przypadkiem gdzieś, coś chlapnie.
Dlatego ja zawsze w pracy uważnie myślę o tym, co i jak mówię. Przez 6 lat pracy tutaj, wierzcie lub nie, nie przeklnąłem ani razu. Choćbym był maksymalnie wściekły, podnosił głos, nie ma żadnego przekleństwa. Ani jako dynamizator, ani i to w szczególności, jako przymiotnik. Ja w ogóle złego słowa o nikim tutaj nikomu nie powiedziałem, poza merytorycznym narzekaniem. Typu “X denerwuje mnie już tym utrudnianiem dostępu do dokumentów przetargu”. Przekazałem wszystkim co mnie boli i u kogo, a jeśli nawet do niego by to doszło, no to co z tego?
Domyślicie się więc już sami, że miałem oczy jak pięciozłotówki, gdy usłyszałem jak Szef przez telefon mówi największym plotkarom w Urzędzie na temat jednej z dyrektorek, która go wkurzyła:

Tą kurwę pewnie mąż trzepie.

Nie dość, że per kurwa, to jeszcze przemoc domowa. Ja wiem, to taka figura retoryczna i Szef nie uważa tak na poważnie, no ale… Cóż. Niektórzy mają taki język. A nawet całą jamę ustną. A gdy już przy tym temacie jesteśmy nie omieszkam się pochwalić- ostatnio asystowałem przy ściąganiu szwów z dziąsła. Mojego dziąsła… Długa historia, więc w skrócie- ósemki, wrośnięte szwy, krew, młoda pani doktor. Ogółem polecam, ketonal dostaniecie, naklejkę dzielnego pacjenta. Wszystkie cztery muszę usunąć, już niedługo koniec. Szef oczywiście wie, że wyrywam. Ciężko, żeby nie zauważył mojej tygodniowej absencji na L4. Co więcej uważa, że jestem odważny. Nie wiem czemu.

Ja to ostatni raz byłem u dentysty jak miałem 21 lat. Teraz to sobie sam wyrywam, bo się boję dentysty.

E… Y… Co? Jestem pewien, że to nie był żart. Jeździ więc na swoją działeczkę, do swoich świń, bierze obcęgi i… A jak o świniach. Rozmawialiśmy niedawno o destynacjach wakacyjno-urlopowych. Gdzie ja jadę, może Wam kiedyś napiszę. Tymczasem Szef poleca mi na szybki wypad jakąś miejscówkę w pobliżu.

Mają mini zoo. Dzikie świnie, świnie, króliki, no pięknie, taka atrakcja.

Nie no, świetnie. Świnie i dzikie świnie. On chyba serio ma jakiś fetysz w tym kierunku- hodować, oglądać i to wszystko hobbystycznie. Jeśli Wy też chcecie jakieś zwierzątka pooglądać, choć może odrobinę bardziej urokliwe, to polecam zoo w Poznaniu, świetne pomieszczenie z motylami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz