"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 19 października 2017

Dzień dwieście sześćdziesiąty drugi- więzienny blues.

Szef by dziś prawie zginął i miałbym problem z głowy. Problem, który ostatnimi czasy wyrósł do bardzo przeszkadzających rozmiarów, ale o tym Wam kiedyś tam opowiem. Tymczasem o jego niedoszłym zgonie- rozmawiał przez telefon gdy wracaliśmy skądś tam do Urzędu. Jak wiecie, gdy mówi przez telefon to nie jest w stanie robić nic innego. W tym rozejrzeć się przed wejściem na pasy. Na jego szczęście laweta miała całkiem sprawne hamulce, choć zatrzymała się już na pasach, czego ten idiota nawet nie zauważył…
No właśnie, idiota. To słowo chyba najlepiej tłumaczy całe jego życie. O wielu jego aspektach już tu mówiłem, ale tego czego jeszcze nie poruszałem, to jego sieć znajomości. Każdy z nas, gdy tak spojrzy na swoje życie to zna różnorodnych ludzi. Inteligentniejszych i głupszych, zabawniejszych i nudniejszych. Są jacyś urzędnicy, znajdzie się jakiś policjant, lekarz, przedsiębiorca, menel. Wiecie, rozumiecie. Idziecie ulicą i witacie się z farmaceutką, z którą chodziliście do szkoły, zamienicie dwa słowa ze strażakiem sąsiadem, menel Janusz podbije do Was o 2 zł brakujące do winogron w stanie ciekłym.
U Szefa jest to wszystko spłaszczone do meneli. Gdy gdzieś idziemy szybko zaczynam trzymać się trochę z boku. Bo rozumiem wiele, ale zatrzymywanie się przy każdy walącym jak gorzelnia alkoholiku na wyraźnym porannym niedopiciu, żeby uciąć sobie pogawędkę o tym, jak tam w proboszczowej jadłodajni i jak kształtuje się rynek aluminium? BTW- fun fact, nastąpiła specjalizacja. W sensie jak macie jakieś puszki do wydania dla wszelkich zbieraczy, to nie zdziwcie się, że nimi pogardzą bo zbierają np. tylko butelki i puszki ich nie interesują.
No ale dobra. Każdy ma znajomych, jakich ma, obraca się w kręgach, w jakich się obraca. Ale. Teraz dochodzimy do wisienki na torcie- tragicznych historii niesprawiedliwości społecznych jakie ich dotykają, a jakich to Szef przeżyć nie może, jak muszą cierpieć.
I tak pierwszy z nich, ten mądrzejszy (wg słów Szefa) uniknął pobytu w pierdlu. Za co miał tam trafić? Oczywiście za niewinność. Ta konkretna niewinność polegała na tym, że zamknął w swoim mieszkaniu trójkę osób, które miały go okraść. Hm, nie brzmi jak straszne przestępstwo, ale dodajmy do tego szczegóły. Uwięził na parę godzin w swoim mieszkaniu trzy dziewczyny w wieku 16-17 lat bez wzywania Policji. Kontekst zaczyna się trochę zmieniać, co? Co robiły trzy nieletnie dziewczyny w mieszkaniu obcego 50-60 latka i dlaczego nie wezwał gliniarzy? Dlaczego w ogóle zamykasz złodzieja we własnym mieszkaniu? Żeby miał więcej czasu na jego przeszukanie?
To był ten mądrzejszy, Ci głupsi wg Szefa wyroku nie uniknęli. Pierwszy siedział półtora roku. Za co? Pomijając oczywiście tradycyjną niewinność, “bo on nie jest taki mądry, to nie umiał się obronić w sądzie” (cyt. z Szefa). Dostało mu się za molestowanie, próbę gwałtu , coś w ten deseń, Szef niezbyt potrafił się wysłowić. Oczywiście aniołek z czerwonym licem i zniszczoną wątrobą wrobiony. To nic, że cała akcja działa się na rynku miejskim, na którym są cztery kamery monitoringu miejskiego plus kamery prywatne. Jak sam to ujął, dziewczyna krzyknęła (nota bene znów nieletnia, jakaś dziwna prawidłowość się wyłania), a go skazali. Wg Szefa chciał tylko umyć ręce w fontannie. Myliście kiedyś ręce w fontannie miejskiej?
Trzeci i ostatni na dziś dostał zawiasy, jak obaj wyżej za nic. Wziął po prostu śmieci na sprzedaż, bo wiadomo aktywów finansowych nie za wiele, pić się chce, a pecunia non olet. Z niewiadomych tylko powodów wcześniejszy właściciel śmieci zamiast po bożemu wrzucić je do kosza przed domem to chował je w zamkniętym garażu. Też nie rozumiem, po co ktoś miałby rury mosiężne sobie gdzieś odkładać, jak leżą to przecież oczywiste, że zbędne, nie?
Co jednak najgorsze, to Szef ma dokładnie tą samą mentalność. Pamiętacie kwestię wyjazdu szkoleniowego do bieguna zimna (nie pojechałem)? I kwestię zwrotu kilometrówki, która mu się nie należała? Oczywiście, że ją złożył i teraz najlepszy żart. Kobieta odpowiedzialna za ich rozliczanie powątpiewała w to, czy należy ją wypłacić, na co on szczerze obraził się na nią słowami:
-Jak chcesz to nie rozliczaj, ale wiedz, że nie wszyscy tak oszukują jak ty.
Zakrztusiłem się ze śmiechu, na szczęście nikt nie słyszał, bo byłem kilka metrów dalej- Szef za bardzo walił potem, nie chciałem tego wdychać, ani być posądzony o jakikolwiek związek z aromatem. W kwestii formalnej- nic mi nie wiadomo, czy ostatecznie dostał kasę.

2 komentarze:

  1. Czekaj, czekaj...
    Byłeś świadkiem próby kradzieży publicznych pieniędzy i jedyne co zrobiłeś, to zakrztusiłeś się ze śmiechu?!?

    W kwestii formalnej: czy aż tak bardzo różnisz się od tych, których opisujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, kiedyś już opisywałem na jakich zasadach takie rzeczy się robi i tłumaczyłem, dlaczego nic z tym zrobić się nie da. Więc w skrócie- na wszystko masz papiery i wszystko masz potwierdzone na piśmie. Pozwolenie na wyjazd prywatnym samochodem (bo u nas musi je dać Szef wszystkich Szefów), podbitą delegację, wpisane kilometry plus 2-3 świadków, którzy potwierdzą, że byłeś.
      I co teraz zrobisz? Jedyne co masz, to Twoje słowo przeciwko dowodom i świadkom. To nie są na tyle duże pieniądze, żeby ktokolwiek chciał tu wchodzić głębiej. Wątpliwość co do rozliczania też polegała głównie na tym, dlaczego pozwolono mu jechać samochodem.
      Zjawisko okradania pracodawców przez pracowników jest powszechne. Jedyne co różni urząd od firmy to jak zauważyłeś, u nas pieniądze są publiczne. Ilu takich pracowników udaje się wyłapać? Niewielu bez sporej dozy dodatkowej pracy- zakładania monitoringu, podsłuchów, nie wiadomo czego jeszcze. Z bardzo prostego powodu- będąc wewnątrz masz nieskończenie większe możliwości zakręcenia wszystkiego tak, żeby nie wyszło albo przynajmniej nie było na Ciebie.
      Gdybym jeszcze pojechał, to miałbym jakiś argument, który mógłbym wyłożyć. Nie jechałem, a wszyscy co pojechali potwierdzą wersję Szefa. IMHO nie warto na próżno robić z siebie tego złego, dopóki nie będzie sensownego punktu zaczepienia- tak żeby wtedy potraktowali Cię od początku poważnie.

      Usuń