Mam problemy z asertywnością. A może raczej z myśleniem- myślę ze zbyt dużym wyprzedzeniem. Przewiduję konsekwencje na wiele kolejnych etapów i gdybym o tym nie myślał, to pewnie od razu bym coś zrobił. A tak widzę długofalowy bezsens działania i się wstrzymuję.
Tym sposobem wylądowałem z Szefem i planem Urzędu na jego poddaszu. Widzicie Szef, poza byciem Szefem, ma też dodatkowe samodzielne stanowisko. Problem w tym, że nie samodzielny człowiek nie powinien mieć samodzielnego stanowiska, bo sobie na nim nie poradzi. I dokładnie tak jest w tym przypadku.
Zanim zaczniecie mnie raczyć mądrościami życiowymi wróćmy do pierwszego akapitu- uprę się, żeby nie pomóc mu, to zacznie gównoburzę, która będzie trwała non stop bo sprawa jest pilna, a on nawet gdyby nie był leniwy, to i tak nie ma umiejętności żeby ją wykonać, w końcu dojdzie do dyskusji na temat zakresu obowiązków, a mimo że tego wpisane nie mam, to jest magiczny zapis “wykonywać inne czynności zlecone przez przełożonych”. Kłótnia będzie trwała całymi dniami, zrobienie tego to kwestia 2 godzin. Co się bardziej opłaca, mieć rozwolnienie czy zatwardzenie? Zapraszam do filozoficznej dyskusji.
Wracając do tematu- Szef musi nanieść na plan Urzędu parę rzeczy. Jak się słusznie domyślacie człowiek, który pogubi się w obsłudze Painta nie zrobi tego. Dla mnie podstawowa obsługa programów graficznych wielką tajemnicą nie jest. No więc dobrze, tylko wpierw muszę wiedzieć co i gdzie dodać, więc Szef musiał zaznaczyć to na planach. A ponieważ nie jest samodzielny, to musiałem iść też.
Stoimy więc na poddaszu, trzyma w rękach plan piętra i drapie się po głowie. Korytarz ma kształt prostokąta, jedno wejście z klatki schodowej, obok niego urządzenie do naniesienia. Drapanie natęża się i w końcu niepewnie przykłada ołówek do kartki.
-Tu?
Nie, to nie było pytanie retoryczne. Przynajmniej tak się wydaje biorąc pod uwagę, że patrzy na mnie i czeka nic nie kreśląc.
-Nie. Po drugiej stronie.
Przesuwa ołówek wzdłuż drzwi i patrzy na mnie.
-Po drugiej stronie, w sensie od korytarza, nie od klatki schodowej.
Cofa się i czeka. Czeka. Czeka.
-Tak, tutaj.
Zaznaczył i odetchnął z ulgą.
-To wszystko? -może nie zgadliście, ale nie ja pytam. Ja też nie odpowiadam. Po chwili ciszy Szef odwraca się do mnie i pyta ponownie- Wszystko?
-A ja mam odpowiedzieć? Przecież ja się na tym nie znam co ma być, a czego nie ma.
-No ja też, ja też, ale trzeba sobie pomagać. -przypominam, wypowiedź osoby na samodzielnym stanowisku głównego specjalisty. - Ale chyba wszystko, nie?
-Nie wiem, może.
-No dobra, idziemy dalej.
Jeszcze tylko 7 kondygnacji.