Dwa lata przed okresem, o którym zaczęliśmy teraz pisać pomyślałem sobie, że dosięgnąłem dna. Miałem wrażenie, że albo zacznę działać i coś zmienię, albo zapadnę się w muł tego Urzędowego dna i tam zdechnę. Mój stan psychiczny w tym okresie był już na tyle zły, że poza terapią leczyłem się też farmakologicznie. Na szczęście nic „grubego”. Ale najważniejsze, że pomogło na tyle, że wziąłem się za robotę. Przez rok robiłem multum kursów żeby zdobyć nowe umiejętności i przypomnieć sobie stare. HTML, CSS, JS, Python. Skonsultowałem to ze znajomą HR-ówą. Okazało się, że to za mało więc w kolejnym etapie zacząłem studia podyplomowe. Historia, która teraz zaczniecie czytać zaczyna się na miesiąc przed obroną mojej pracy.
Wracamy więc do historii. Na pewno pamiętacie, że przy różnych świątecznych okazjach dostawaliśmy w Urzędzie do wypełnienia prośbę o zapomogę z funduszu socjalnego. I jak pamiętacie każdy tam wpisywał głupoty byle się zgadzało. Ale tego roku los mi trochę sprzyjał i dostałem dwa egzemplarze formularza. Jeden więc wypełniłem normalnie, a w drugim popuściłem wodze swojej śmieszkowej fantazji. I poprosiłem o pieniądze na różne, czasem nielegalne, głupoty żeby poradzić sobie lub raczej złagodzić swoje problemy psychiczne. I temu zrobiłem zdjęcie, wrzuciłem na swoje „sociale”, a potem do niszczarki.
Oczywiście, ja wiem jak działa internet. Więc nigdy nie wrzuciłem (i nadal tego nie robię) informacji o tym gdzie pracuje. Mam też włączone ograniczenia widoczności swoich postów nie tylko do znajomych, ale nawet do konkretnych ich grup. Oczywiście zdjęcie też przyciąłem tak, żeby nie było widać żadnych danych ani zakładu pracy ani moich. Oczywiście śmieszkom nie było końca, a okazało się, że to był dopiero początek.
Następnego dnia z samego rana przy podpisywaniu listy jeden z dobrze poinformowanych kolegów przywitał mnie słowami:
-Uważaj, bo masz przejebane.
-Czemu?
-A co wczoraj zrobiłeś?
-Jak codzień w robocie: nic.
-Nie w robocie…
-No chyba żartujesz.
-Zobaczysz.
Trochę mi się wierzyć nie chciało, więc zaintrygowany poszedłem do swojego biura i czekałem. Czekałem. I czekałem i nic się nie działo. Postanowiłem więc olać temat i ruszyć na Urząd w poszukiwaniu kawki u kogoś. I gdy tak sobie wędrowałem korytarzami zagadała koleżanka.
-Hej Młody, choć na chwilę.
Trochę się zestresowałem. Ciągnęła mnie w mniej używany korytarz, a nie jest w moim typie i do tego mężatka. Prawda okazała się jednak jeszcze bardziej fantazyjna. Otóż dostała opierdol za to, że polubiła mój wczorajszy post ze zdjęciem. Nie tylko ona, ale KAŻDY kto polubił ten post. A każdy kto skomentował musiał komentarz usuwać po opierdolu i pod groźbą nagany.
Nie powiem, poziom abstrakcji nawet jak na Urząd zrobił na mnie wrażenie. Postanowiłem więc wrócić do biura i poczekać na rozwój wypadków.
A tych doczekałem się godzinę później, gdy zostałem wezwany wraz z przełożonym do Sekretarza. Który przywitał mnie oczywiście jak zawsze bez jakiegokolwiek powitania.
-No i proszę, tłumacz się.
Była tam też jedna a harpii, która miała być bezstronnym świadkiem rozmowy. Bezstronny w rozumieniu Urzędu, czyli ślepo potwierdzi wszystko co Sekretarz każe.
-A z czego mam się tłumaczy, Sekretarzu?
-Co to jest?
Zapytał podsuwając mi wydrukowane czarno-białe kartki.
-Wydruk zrzutu ekranu.
-No i?
-No i, no i?
-Pan sobie żartuje. Pan ośmiesza publicznie Urząd.
-Ma pan rację, to jest żart. I nie ma pan racji, bo raz, że nie jest to publicznie, a dwa, że nie do powiązania z Urzędem. Ze mną w sumie też niezbyt.
-To niby skąd to mam, jak nie jest publiczne?
-Od kogoś, kto nadużył mojego zaufania i uprzejmie doniósł wraz z własną interpretacją.
-Czyli jest publiczne.
-Tak publiczne, jak ktoś doniósłby co pan robi w domu.
-Dobrze, w takim razie ja skończyłem. Wysłuchałem pana i nie uniknie pan konsekwencji.
-W ogóle mnie pan nie wysłuchał.
-Dobrze, to proszę kontynuować jak pan chce.
-Zamierzam. Wzywa mnie pan tutaj na podstawie informacji, które zostały pozyskane potencjalnie z naruszeniem regulaminu platformy, na której zostały opublikowane, a możliwe, że również z naruszeniem prawa. Grozi mi pan konsekwencjami za moje prywatne rzeczy. Uważam takie działanie za wyjątkowo nie fair.
-Pana zdaniem to jest śmieszne i to jest zachowanie godne urzędnika?
-Moim zdaniem nie jest pan od oceniania co jest śmieszne, a co nie. A moje zachowanie nie odbiega godnością od zachowania innych pracowników tego urzędu.
Stawiając kropkę spojrzałem głęboko w oczy Harpii będącej świadkiem tej rozmowy dając jednoznacznie znać, że myślę też o niej.
-Jeśli skończył pan to proszę wyjść.
Wyszedłem więc. Wiele osób, którym relacjonowałem bardziej dokładnie tą rozmowę stwierdziło, że podziwiają mnie za spokój i merytoryka, ale faktycznie byłem mocno zdenerwowany. Czekanie w biurze na wyrok też nie poprawiało mi nastroju, a gdy zadzwonił telefon to żołądek podszedł mi mimowolnie do gardła. Ale okazało się, że to Szef wszystkich Szefów mnie tym razem wzywa. Robi się ciekawie.
-Cześć Młody.
Ten się przynajmniej wita.
-Dzień dobry.
-No i co tam się stało z tym postem?
-Nie wiem, coś Sekretarz zaszalał.
-Widziałem ten post.
-I co?
-Hehe, no nie powiem, zabawny. Ale jednak też trochę zbyt po bandzie.
-Może, no ale prywatnie taki mam humor.
-Sekretarz chce cię wywalić dyscyplinarnie.
-Słucham?
-Ale spokojnie. Nic takiego nie będzie się działo. Dostaniesz naganę i jakąś karę. Prosiłbym, żebyś ją po prostu przyjął i zamykamy temat.
-Ok.
I tak się rozstaliśmy akurat, żebym był wezwany do Sekretarza na oficjalne ogłoszenie wyroku.
-Dostaje pan naganę za zachowanie niegodne urzędnika. Dodatkowo zostaje pan przeniesiony na 2 tygodnie do pracy u ogrodnika miejskiego.
Zgodnie z umową z Szefem wszystkich Szefów przyjąłem karę. Ale okazało się, że to jeszcze nie koniec…
-Dostaje pan naganę za zachowanie niegodne urzędnika. Dodatkowo zostaje pan przeniesiony na 2 tygodnie do pracy u ogrodnika miejskiego.
Zgodnie z umową z Szefem wszystkich Szefów przyjąłem karę. Ale okazało się, że to jeszcze nie koniec…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz