"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

niedziela, 12 stycznia 2025

Dzień trzysta trzeci - wszystko trzeszczy.

Zastępcy chyba nie poświęciłem nigdy wystarczająco dużo uwagi. A to człowiek-rozczarowanie. Przyszedł do Urzędu znikąd - później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy, od jakiegoś wsparcia w czasie kampanii dla Szefa wszystkich Szefów. Mieliśmy pewne nadzieje z nim związane. Młody, spoza Urzędu, może akurat.

Ale nie, krąg musi być zamknięty - nikt nie weźmie na zastępcę osoby, która mogłaby być zbyt samodzielna i za bardzo się wybić. I taki właśnie był Zastępca. Decyzji żadnych zasadniczo sam nie podejmował. Zawsze do Szefa wszystkich Szefów o radę. Znajomy dyrektor z innego urzędu określił go dość celnie: „ślizgacz”.

Bo tak właśnie wszędzie się ślizga. Wślizgnąć się na antenę radia, żeby pochwalić się cudzymi sukcesami, wyślizgnąć gdy pojawiają się problemy lub niekomfortowe pytania. Nadaje się z tym do polityki.

„Jego” decyzje były w stylu odwrotnego Midasa. Przykładowo wymyślił, że wspaniałomyślnie da mieszkańcom miasta jednej zimy lodowisko. Niby fajnie, ALE… To była akcja stricte marketingowa, więc zamiast postawić je w spokojnym miejscu w parku walnęli je na środku rynku miejskiego, żeby każdy widział dzieło Zastępcy. Tyle, że żeby to lodowisko działało musiały chodzić generatory - dzień i noc. Ludzie w promieniu 100 metrów od rynku wściekli, bo cały dzień i noc aż szyby się trzęsą i spać się nie da.

Początkowo pozował też na swojego luzaka. Ale też i ta maska szybko opadła. Zadzwonił kiedyś do mnie:
-Młody, trzeba by zrobić takie plakaty do wydarzenia.
-Ok, ale może to lepiej do rzecznika prasowego Urzędu?
-Nie obchodzi mnie do kogo, zorganizuj to.
Znalazł się księciunio, nadzorcą niewolników spod znaku „wyjebane na zakres obowiązków”.

Zastępca studiował też z jednym urzędnikiem w jednej grupie, w lokalnej szkole wyższej. Kolega urzędnik się ucieszył, ziomek z grupy zawsze można trochę pogadać, może uda się coś naprostować w Urzędzie. Taaaa… czy jedzie mi tu czołg? Zastępca udaje, że się nie znają. Nawet przypadkiem dowiedziałem się dlaczego. Nie dlatego, że jest po prostu chamem (to też, ale nie przez to), powód jest bardziej zawoalowany. Otóż po mianowaniu go na stanowisko zastępcy Zastępca bardzo starał się podkreślać, że ma kompetencje i wykształcenie, w końcu jest MAGISTREM. Ale w budowaniu tego wizerunku bardzo przeszkadzało mu, że jest magistrem po studiach zaocznych w szkole wyższej z Koziedup Dolnych. Tytuł mgr na nikim dziś nie robi wrażenia, jednak Zastępca bardzo, bardzo, BARDZO chciał udowodnić (chyba najbardziej samemu sobie), że on jest świetnym wyborem.

Szybko więc zrozumiałem, że to element idealnie pasujący do układanki. Jeśli układanką nazwiemy koryto. Bo plan nagłej zmiany Zastępcy z tego, co był od prawie 15 lat był najprawdopodobniej prosty.

Dwóch zawsze ich jest. Nie mniej, nie więcej. Mistrz i uczeń. Bo widzicie, zmiana zbiegła się w czasie z ogłoszeniem, że aktualnie rządzący samorządowcy mają jeszcze 2 kadencje i naraska. Więc Szef wszystkich Szefów wymienił sobie zastępcę z emeryta na młodszego i lepiej prezentującego się w nadziei, że wyszkoli go w 1 księżyc i wypromuje w 2 kadencje. A wtedy będą mogli zamienić się stanowiskami. I stołki zabetonowane. Nie po to wprowadziło się w gminach demokratyczny feudalizm, żeby teraz tracić władzę przez wymysły jakichś polityków, którzy swoją droga już siebie w tym zakazie nie ujęli.

Więc tak naprawdę nic nie trzeszczy. Wszystko w Urzędzie jest i ma pozostać na, mniej więcej, swoim miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz