"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

środa, 27 kwietnia 2011

Dzień osiemnasty- o ja pier... (cz. 1)

Czasami zdarzają się takie dni, że od samego ranka wiadomo, że będzie ogień. Dzisiejszy dzień taki właśnie był. Wstałem niewyspany, na ulicach wyjątkowo zimno i śmierdzi. Groza snuje się po brudnych chodnikach- dzień wywożenia śmieci. Wyjątkowo udało mi się otrzymać klucz do biura, co wbrew pozorom nie jest takie oczywiste. Dzień malował się w wyjątkowo żywych barwach, szczególnie że oprócz mnie cała reszta szła na 3 godzinne szkolenie z zaawansowanych technik opierdalania się. A jak wiadomo- kota nie ma, myszy harcują. A po świętach miałem spore zaległości w internecie, gdyż mam zbiór stron których z premedytacją nie oglądam w domu, żeby móc w robocie...
Okazało się, że nie będzie aż tak słodko. Pamiętacie to, co zrobiłem w jakieś 2 tygodnie podczas gdy reszta męczyła się z tym jakieś 2 lata. Trochę później wyszło na jaw, że ktoś zrobił błąd (nie ja) i trzeba było do 300 pozycji jakie wykonałem dorobić jeszcze jakieś 30, z którymi inni męczyli się cały miesiąc. Wiadomo- doświadczeni urzędnicy wiedzą jak rozciągnąć najbardziej trywialne zadanie na maksymalnie długi okres czasu. Teraz, korzystając z okazji, że będę się nudził, miałem przejrzeć wszystkie 330 pozycji i wprowadzić ewentualne poprawki.
Jak tylko wyszli parsknąłem śmiechem. Poprawki! No błagam was. Osobiście zrobiłem 300 z nich i doskonale wiem, że są zrobione idealnie- zarówno pod względem treści jak i wyglądu. Czcionka wszędzie w tym samym rozmiarze, w odpowiednich miejscach wyróżniona pogrubieniem bądź kursywą, wszystkie 300 pozycji według jednego klucza. Więc doszedłem do wniosku, że tak tylko sobie pro forma przejrzę.
I jasna cholera mnie strzeliła. Moja robota oczywiście bez zarzutu, ale te pozostałe 30?! Noż do ku... Czcionki we wszystkich rozmiarach od 10 do 20, wyróżnione na chybił-trafił, tabele rozjeżdżają się poza stronę, połowy informacji brakuje... No jak, ja się pytam, jak? Godzinę mi zajęło poprawienie wszystkiego, żeby nie odstawało od reszty. Informacji nie dodałem, nie mam zamiaru znów tyrać za opierdalanie się innych.
Wytarłem pot z czoła i postanowiłem ruszyć po DVD. Te 330 pozycji trzeba wypalić i wysłać pocztą, bo zajmują sporo ponad 1giga. Co prawda z pewnością dziś nie będą jeszcze gotowe, ale co tam- od nadmiaru głowa nie boli. Szybki świński trucht kilka pięter w dół do informatyka, puk-puk
-Dzień dobry, ja chciałbym poprosić o płytki DVD.
-Ja tu mam DVD? He? Zara...
I klika coś w swoim kompie. Siedzi i klika, a ja zaczynam się denerwować. Wreszcie podnosi swoje dupsko i podchodzi do szafki.
-Nie, ja tu nic nie mam, idź do organizacyjnego.
Po czym usiadł i zapalił papierosa (tak, tak- w biurze urzędu zapalił papierosa, w końcu co go przepisy). Wypad do organizacyjnego- słaba opcja. Baby siedzące tam są... No cóż, kwintesencją urzędniczki. Resztę chyba sobie wyobrażacie.
Tak więc dylam po schodach, pukam i włażę. Siedzi jedna, jedyna, gada przez komórę, widać że jej w tym przeszkadzam. Pewnie jej "kochanie" po drugiej stronie też zawiódł się, że ktoś tu musi wrócić do roboty. Chciałbym napisać, że zapytała "czego?" ale widać nawet na to nie zasłużyłem, bo pytanie zadała kiwnięciem głowy.
-Ja chciałbym poprosić o płytki DVD.
-Ile?
-Trzy poproszę.
Wstaje, idzie do szafki, wyciąga płytki i podaje mi ze słowami:
-Następnym razem płytki macie zgłaszać w poniedziałki do zaopatrzenia, a nie sobie przyłazić kiedy się chce.
No ja pier... W pn było wolne, czyli jakby tydzień temu we wtorek skończyłby się nam np. długopis, to musielibyśmy zrobić 2 tygodniową przerwę, bo nie bylibyśmy w stanie się podpisać, a nowego długopisu byśmy nie dostali? Czy może mielibyśmy popierdzielać do papierniczego i za własną kasę wszystko kupować?

A to dopiero pierwsza połowa tego dnia...

1 komentarz: