"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 14 stycznia 2016

Dzień sto dziewięćdziesiąty piąty- jak śliwka w kompot.

Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, ile zależy od szefa. Włącznie ze studiami kilku już ich w swoim życiu miałem i przeglądając wszelkie “milion rad bycia dobrym przełożonym” myślałem sobie, kto takie pierdololo wymyśla, kto płaci za jego wymyślanie i kto to czyta (oprócz mnie).
Szanuj szefa swego, możesz mieć gorszego mówi porzekadło ludowe. Nie zauważałem tego, dopóki nie wylądowałem u Szefa. A miałem całkiem ciężkie przeprawy wcześniej- i zostawienie na placu boju przerastającym moje kompetencje i robotę 7 dni w tygodniu od 8 do końca, a czy koniec wypadał o 23 czy 2 w nocy to było mało istotne, bo od 8 od nowa. Choć z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że było to całkiem satysfakcjonujące. Może wtedy dochodziłem do skraju, problemy piętrzyły się jak Mt. Everest, dużo rzeczy spierdoliłem, pozostałe dziś zrobiłbym inaczej.
Ale szefowie problemem nie byli. Jak przychodził, to nie pytał mnie o pierdoły, bo wystarczyło rzucić okiem, żeby wiedzieć co się dzieje. Więcej informacji miał w dokumentacji i dopiero wtedy jak coś nie było wiadomo to dopytywał o szczegóły. Nie było pytań co robię, albo czy wiem jak. Dostaję zadanie i je wykonuję, a spytam jeśli nie będę wiedział. I tak szła robota w terenie, gdzie oprócz swojej roboty trzeba było pilnować dwóch drużyn ludzi ogarniających jeszcze mniej.
Teraz jestem gdzie jestem i mam Szefa, jakiego mam. Siedzi przed komputerem, na biurku komórka, stacjonarny, na ścianie zegar, a drze się do mnie do drugiego biura z pytaniem która godzina. Miał nanieść poprawki na pismo, przybiega do mnie podjarany, że ma. Kładzie mi na biurko patrzę, patrzy, poprawek nie ma. Patrzę na niego, on patrzy na to jak osrane dziecko i mówi “chwila”, po czym wraca do siebie. Chyba mu się połączenie z mózgiem zerwało.
Uzgadniamy z jednostką nadrzędną jedno pismo przez maila. W końcu przychodzi upragnione “pismo proszę potraktować jako uzgodnione, przedstawić do zatwierdzenia, potwierdzenie zostanie wysłane pocztą”. I teraz cytat z tego, co było po tym jak tą wiadomość wydrukowałem, bez żadnych skrótów, bez pominięcia czegokolwiek, tak jak było:

Szef: Ale co teraz? Jak on tutaj napisał to co? Weź to przeczytaj.
Dziad: Ale co?
Szef: No to tutaj, to co mamy jeszcze coś z tym robić czy nie? Uzgodnione?
Dziad: No tutaj pisze, że uzgodnione.
Szef: Ale co, Młody, tak?
Ja: No tak, tak jest napisane.

Napisał sobie jakieś pismo. Jestem w związku z tym w ciężkim szoku, ale najwyraźniej zauważył, że nie byłoby dobrym pomysłem przerwanie mi roboty żeby to zrobić, po tym jak przerwał mi robotę żeby robić co innego i przerwał to co innego, żeby zrobić jeszcze coś innego i to jeszcze coś innego musiałem przerwać, żeby robić kompletnie co innego, a to kompletnie co innego musiałem przerwać, bo pilnie potrzebował coś zupełnie innego (to nie zmyślam, 4 zadania pod rząd musiałem rzucać w ciągu może godziny, żeby robić kolejne i każde z nich musiałem przerywać w połowie, bo sobie coś innego ubzdurał- w tym czasie oczywiście Dziad pił kawę z kolegą z klasy, a Szef chyba myślał jak przerwać mi robotę przerywającą robotę). Nic wielkiego- może z trzy linijki “W odpowiedzi na pismo przesyłam wypełnione, pozdro”. Ale podbija do mnie i pyta “dobrze jest? dobrze?”. Kurwa, dzień wcześniej chwalił się komuś orderem za XX lat pracy. “Nie widzę tu błędów” mówię mu. “No ale dobrze jest? Jest dobrze?”
Serio. Nie jest dobrze mieć Szefa nie nadającego się do bycia szefem, ale to już dzięki mnie chyba doskonale wiecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz